Zygmunt spojrzał na nią. Była tylko w cienkim dresie. Zdjął
jej kurtkę z wieszaka i zamknął drzwi kluczem, który trzymała
bezradnie. Do samochodu wsiedli w milczeniu.
- Czy to złamanie jest aż tak skomplikowane, spytała kiedy ruszyli.
- Janek ma rozległe pęknięcie czaszki i uszkodzony kręgosłup.
Szum silnika rozrywał jej mózg.
- Jeszcze jest młody, ma silny organizm, lekarze w wojewódzkim są
bardzo dobrzy. On jest jednym z nich, będą się starać. Jestem pewna,
że go poskładają, zażartowała słabo. Już go raz poskładali.
- W tym problem, powiedział Zygmunt.
Kiedy przyjechali do szpitala, lekarze kończyli operację. Pierwszy
z sali operacyjnej wyszedł chirurg, który operował Jana.
- Teraz przewieziemy męża na salę intensywnej terapii. Powiadomię
panią, kiedy będzie można go zobaczyć.
Zygmunt chciał, żeby usiadła,ale ona stała bez odpowiedzi i bez
ruchu. Myśli goniły się jak szalone, aż do bólu, do szaleństwa. Nie
zdawała sobie sprawy, jak długo czekała. Nie zauważyła, kiedy
podszedł lekarz. Ocknęła się, kiedy drugi raz powiedział.
- Może pani iść do męża.
Spojrzała radośnie.
- Czy mąż się obudził ?
- Pani Anno, mąż nie odzyskał przytomności. Zrobiliśmy, co było
w naszej mocy. Mąż umiera.
- To nieprawda, powiedziała cicho z naciskiem, z całą rozpaczą,
która w niej była, z gniewem.
Weszła do sali.
- Chcę z nim być sama.
Wzięła krzesło, postawiła przy łóżku Jana i usiadła, Zygmunt chciał
coś powiedzieć, ale uprzedziła go.
- Niczego nie potrzebuję, dam sobie radę, ten czasy należy do nas.
Ujęła Jana za rękę, nie płakała.
- Jan, kochanie, wiem że mnie usłyszysz. Mam ci tyle do powiedzenia
i muszę zdążyć.
Zawsze nazywałam cię Janem. Poznałam cię jako Jana i to twoje imię
stało się dla mnie tak piękne i ważne jak ty. Nie musiałam go
zdrabniać, tak jak nigdy nie znalazłam w tobie niczego, co można
by było zmienić. Ty też mówiłeś zawsze Anno, nawet w tych
najczulszych chwilach. Kochałeś mnie bez zastrzeżeń, nigdy nie
próbowałeś mnie zmienić. Kochałaś mnie taką, jaka jestem. Nigdy
nie wystąpiłeś przeciwko mnie, nawet w myślach. Nawet jak
popełniałam błędy,nie zgadzałeś się ze mną, pozwalałeś mi być sobą.
Nie oceniałeś mnie i nie osądzałeś.W twoich oczach widziałam
zawsze światło, które jest miłością.
Poznałeś mnie smutną, zagubioną i zapłakaną. Musiałam być okropnie
brzydka, kiedy tak płakałam. A ty patrzyłeś na mnie z radością
i zachwytem. Przy tobie nie wstydziłam się łez.
Jan, dałeś mi radość i szczęście. Twoja miłość oczyściła mnie ze
wszystkich brudów, o które się otarłam, otarła wszystkie łzy, zatarła
wspomnienie wszystkich cierpień. Każda chwila z tobą była czystym
pięknem.
Jak ci mam podziękować za te wszystkie chwile, które złożyły się
na 7 lat szczęścia. To ty nauczyłeś mnie jak być kobietą i to ty
dawałeś mi poznać spełnioną miłość.Każde połączenie z tobą było
radością, było tańcem, wirowaniem i lotem w nieskończoną
przestrzeń. Bycie z tobą było jak sen na jawie, jak baśń tęczowa,
którą opowiadała mi twoja miłość. Nigdy mnie nie okłamałeś, nie
zawiodłeś. Każdego dnia myślałam, że nie można kochać bardziej
i każdego dnia odkrywałam, że można.
Jeśli musisz odejść to wiem, że tak być musi. Kiedyś się spotkamy.
Chcę ci jeszcze powiedzieć o czymś, do czego nigdy nie miałam
odwagi się przyznać. Byłam o ciebie zazdrosna. Tak mi się
podobałeś, że na myśl o tych wszystkich babach, z którymi
pracowałeś, robiło mi się słabo. Okropnie się wstydzę, ale nie mogę
się tego wyprzeć. Byłam strasznie zazdrosna. Czy to jest śmieszne ?
Anna pochyliła głowę i zaśmiała się cichutko, jak zawstydzona
dziewczynka. Podniosła głowę i spojrzała na Jana. Z jego oczu
płynęły łzy. Nachyliła się i ucałowała go w usta. Na krótką chwilę
otworzył oczy. Była w nich miłość.
- Kocham cię, kochanie moje. Kocham cię całym sercem, całą
duszą i całym ciałem. Kocham cię każdą swoją cząstką. Bez końca.
Szeptała te słowa cicho, czule i wiedziała, że Jan odchodzi.
Wyszła z sali spokojna i cicha. Zygmunt objął ją i zaprowadził
do samochodu. Chciał z nią zostać w mieszkaniu, ale wolała być
sama. Przed wyjściem dał jej zaklejoną szarą kopertę.
- To rzeczy, które Jan miał przy sobie. Wzięła ją i zamknęła drzwi.
Usiadła w fotelu i otworzyła kopertę. Wśród rzeczy było malutkie
pudełeczku, a w nim złoty pierścionek z wygrawerowanym
napisem " Dla Anny, Jan ".
Włożyła go na palec. Poczuła jak jej serce wybucha tysiącem
płomieni. Przez moment zgasły w niej wszystkie światła, a pózniej
pokój wypełniła dziwna jasność. Ujrzała w niej Jana uśmiechającego
się do niej.
- Odszedłem Anno, żeby móc cię powitać.
Anna wstała i objęła go. Czuła, jak niewypowiedziana miłość,
która płynęła z niego, wypełnia jej ciało. Ogarnęła ją całą i nie
wiedziała Anna, czy ona jest nim, czy on nią. Poczuła, że się
unoszą.
- Jak we śnie, pomyślała.
Spojrzała nagle za siebie.W jej fotelu siedziała kobieta, jakoś
dziwnie znajoma. I miała na palcu jej pierścionek. Jan spojrzał
jej w oczy i zrozumiała.
- Tu jest ładniej, niż myślałam. Spójrz, jestem znów młoda,
zaśmiała się radośnie.
- Zawsze byłaś młoda Anno. odpowiedział Jan.
Koniec
Serdecznie pozdrawiam wszystkich moich Gości . Pa.
A jednak mnie zaskoczyłaś! Ten początek serii to była wielka zmyła! A ja sobie dośpiewam. To Anna w omdleniu, po wyczerpujacej nocy, miała omamy. Jan wyzdrowieje cudem i będą długo zyli szczęśliwie. Wolno mi, Ksantypo, tak marzyć?
OdpowiedzUsuńOczywiście, że każdy może marzyć. Twoje marzenia są romantyczne i optymistyczne. Życie niesie niestety niespodzianki, nie zawsze tak śliczne. Ostatecznie koniec nie jest taki tragiczny, patrząc " filozoficznie ". Przesyłam uśmiechy, moc pięknych, optymistycznych życzeń. A te klawiaturki to nie są znów takie cuda techniki - lubią pofiglować człowiekowi na złość. Pa.
OdpowiedzUsuńZa marzenia nie karaja.
OdpowiedzUsuńW dodatku nic nie kosztują, a dodają codzienności uroku. Bez marzeń życie staje się szare i ponure. Warto marzyć, ale w realu żyć realnie. Pozdrawiam serdecznie, pa.
UsuńPrzeczuwałam to... Nie powiem Ci co teraz robię!Smutno kiedy kochana osoba odchodzi.... Znam to uczucie....Dziękuję Ksantypko. Jesteś moją ulubioną autorką. POPROSZĘ o więcej. ..
OdpowiedzUsuńJolu, wezmę się za pisanie dopiero gdzieś w połowie listopada. Pażdziernik jest dla mnie tradycyjnie złym okresem, niestety.
OdpowiedzUsuńBędę trzymała kciuki :)
OdpowiedzUsuńA ja za Ciebie i wierzę, że zaczniesz się często uśmiechać, to pomaga. Pa.
OdpowiedzUsuń