Powered By Blogger

czwartek, 30 czerwca 2016

Konieczna interwencja cz. I

   Arek siedział przy komputerze, kiedy zadzwonił telefon.
- No, cześć mała. Nie ma kto z tobą iść na lody ?
Miał na linii piętnastoletnią kuzyneczkę, której czasami służył za chłopaka,
żeby mogła pochwalić się przed koleżankami. Bardzo lubił tego pazia, jak
o niej mówił. Śliczny motylek.
- Mam straszny kłopot, nie wiem co zrobić.
- Wal śmiało, starszy braciszek jest do twoich usług, motylku.
- Przez telefon nie mogę.
- Więc zaraz  się zbiorę, będę u ciebie za pół godziny.
- Nie możemy pogadać w parku ? Nie chcę,żeby rodzice zobaczyli.
Bardzo się zdziwił, bo wujostwo go lubili. W jej głosie było coś bardzo
zupełnie nieznanego, jakby panika.
- Dobrze, poczekam na ławce w parku , zaraz przy wejściu.
Wyłączył komputer i ruszył na spotkanie bardzo zaniepokojony.
Iwonka siadła na ławce, spuściła głowę i wyszeptała.
- Jestem w ciąży. Co mam tera zrobić.
- Z kim ? Przecież nie masz nawet chłopaka.
- Właściwie to nie wiem, bo ich było pięciu.
- Zgwałcili cię, spytał wystraszony.
- No, właściwie to nie. Ale nie wiem kim są, skąd, który to z nich był.
Arek przełknął ślinę, tak mu z wrażenia zaschło w gardle.
- Opowiadaj po kolei, jak to było.
- Poznałam w internecie dwie dziewczyny. Każda z innej szkoły, ale
rówieśniczki. Postanowiłyśmy się spotkać i poznać lepiej. Okazały
się bardzo fajne. Dobrze nam się gadało, więc umówiłyśmy się , że
w pierwszą sobotę wakacji pojedziemy na jagody, tam niedaleko
grot i skałek. Wzięłyśmy kanapki, cukierki, napoje. Było bardzo
superancko. Taka Basia przyniosła wino, które ojcu zwędziła
z jego sklepu. Siedziałyśmy na skałkach, no i opowiadały sobie
różne babskie pierdoły. Po południu zjawiło się koło grot pięciu
trochę starszych chłopaków, więc jak nas zobaczyli, przyszli sobie
pogadać. Zobaczyli to wino, zaczęli się śmiać, wyciągnęli swoje.
No i żeśmy te wina z nimi wypiły. Iśka wpadła na pomysł, żeby
stracić cnotę, bo jak długo można z takim skarbem chodzić.
- A oni oczywiście z radością spełnili wasze skromne życzenie,
czy zgadłem ?
- Dokładnie.
- A ty bidulko wpadłaś. Jak mogłaś się na takie zabawy zgodzić.
- Chyba byłam pijana. Ale nie tylko ja wpadłam. Tak się okropnie
składa, że wszystkie jesteśmy w ciąży. Musisz nam jakoś pomóc.
- No nie. Trzy sierotki Marysie poszły na jagódki. Wróciły do domów
bez dzbanuszków jagódek, lecz z dzidziusiami w brzuszkach. Bardzo
romantycznie. Tylko niby jak ja mam pomóc. Mam może powiedzieć,
że jestem tatusiem tych wszystkich bobasków ? Zastanów się, o czym
ty mówisz.
- Ty zawsze znajdziesz na wszystko sposoby.
- Nie na wszystko, moje mała. Ale zaraz, licząc od początku wakacji,
to już dobry drugi miesiąc ciąży. Myślisz, że jakiś lekarz, nawet
najgorszy smykol, usunie taką ciążę i to u nastolatki. Wybij to sobie
z głowy.
- Ale musi być jakieś wyjście.
- Znam tylko jedno. Nie ma innego. Z brzuchów wam dzieci nie wyjmę.
Zostaniecie następnymi mamusiami małolatami.
- Wymyśl coś, bo nas starzy zabiją.
- Tylko nie rycz. Jakoś z nimi pogadam. Mówiąc szczerze, ja bym nie
chciał czegoś takiego usłyszeć.
- No właśnie. Wymyśl choć jakąś logiczną historyjkę.
- O gwałcie nie ma mowy, bo was będą ciągać na policję.  Na " Majkę "
też nie wyjdzie, bo  nie robiłyście żadnych ginekologicznych badań,
w dodatku w przychodni robiącej " in vitro ". Ale trzeba coś wymyślić,
bo wasi rodzice padną na zawały. Tyle sierot naraz, to trochę za wiele.
Dajcie mi trochę czasu do namysłu.
- Dobrze, ale musisz nam jakoś pomóc,
- Postaram się, choć trudno będzie coś z sensem wymyślić.

Trzy dni siedział w internecie, coś przeglądał, czytał. W czwarty dzień
zadzwonił do Iwonki, żeby przyszła do parku. Zabrał aparat
fotograficzny, dziewczątko wsadził do samochodu i kazał pokazać, przy
której z grot tak dobrze się bawiły. Zrobił kilkanaście zdjęć. Odwiózł
 ją do domu.
- Zadzwonię, jak wszystko opracuję.
Znów siedział w internecie, coś tam skanował, coś tam drukował,
w łazience wywoływał jakieś zdjęcia, znów cykał aparatem, na
koniec dwie fotki wrzucił w internet, napisał mały artykulik i wysłał.
 Rano zadzwonił.
- Niech te twoje towarzyszki niedoli przyjdą dziś do parku, a ty
oczywiście z nimi.
Spotkali się o czwartej w parku, dał im po butelce soku z marchwi,
sam wyciągnął colę.
- Słuchajcie małolaty. Rzeczywiście lepiej prawdy nie mówić, bo taka
historia to szok na całe życie dla waszych rodziców. I tak będą
musieli wiele znieść.
Jedynym wyjściem jest te wasze ciąże zwalić na UFO. No, co robicie
takie oczy. Należało wcześniej myśleć logicznie.
Powiecie rodzicom o waszym poznaniu przez internet. To się da
sprawdzić. Opowiecie wszystko jak było, pomijając winko. I tych
adnonisów z lasu. Teraz macie słuchać, musicie to wręcz wykuć na
blachę. Opowiadać to później uparcie i tak długo, aż wszyscy
uwierzą. Możecie sobie nawet popłakać, co wam z pewnością
wyjdzie łatwo, choćby ze strachu. I iść w zaparte, choćby się świat
walił. Nie powiecie prawdy nikomu, nawet na spowiedzi. Nawet
możecie przysięgać. Trudno. Prawda nie może wyjść na jaw.
Kazał im powtórzyć historyjkę kilka razy, dał im dodatkowo kartki,
 aby się dobrze nauczyły roli.
- Jak to wkujecie tak, że przez sen będziecie to mówić, podrzecie
później kartki, wrzucicie to kibelka, spuścicie wodę trzy razy.
O ciąży powiecie za kilka dni, ja muszę coś jeszcze załatwić.

        Ciąg dalszy wkrótce.
        Pozdrawiam z uśmiechem .Pa.

wtorek, 28 czerwca 2016

Dziewczyna

Miała dziewczyna serce
Czerwone, gorące,
Chciała je oddać chłopcu.
Wyjęła je z piersi drżącej,
Złożyła na płatkach róż,
W alei snów,
Marzeń niespełnionych.
Gwiazdy spadające
Zamykały jasne oczy,
Bo chłopiec wziął ciało, 
A serce zostawił. 



Dopisek.                 Sytuacja może być odwrotna.
Zrymowałam ten wierszyk młodym ku przestrodze,
bo wakacyjna miłość najczęściej ma taki
właśnie koniec.

                              Wszystkich moich gości tych młodszych 
                               i nieco starszych, oczywiście obojga płci,
                               serdecznie pozdrawiam .

niedziela, 26 czerwca 2016

Córka kupca księżniczką Cz.II

   Po balu wszyscy poddani wiedzieli, którą pannę wybrał przystojny książę
na żonę. Trzy miesiące zajeżdżał królewską bryką pod dom Róży, w krótkim
czasie odbyły się zrękowiny i jeszcze szybciej huczne weselisko .
Ludzie robili zakłady, jak długo książę wytrzyma z piękną , jędzowatą Różyczką.
   Różyczka pół roku wytrzymała trzymając grzeczną formę, aż król i królowa
nie mogli wyjść z podziwu.
- Chyba ludzie z zawiści siali o dziewczynie takie plotki.
Stwierdzili to chyba w złej godzinie, po upływie tygodnia służebne w zamku
zaczęły szeptać, że księżniczka jest nieznośną sekutnicą. Stroje były źle
dopasowane, woda w wannie za zimna lub zbyt gorąca, książęce łoże nie tak
posłane jak należy, włosy upięte szpetnie, potrawy niesmaczne. Wszystko było
złe. Najpierw zrzędziła pod nosem, później już coraz ostrzej i głośniej
okazywała swoje niezadowolenie.
Książę był spostrzegawczy, szybko zmianę wyłapał.
- Musi odreagować duże zmiany w życiu, pokaprysi, trochę się pozłości,
wcześniej czy później z pewnością jej to przejdzie.
Odnosił się do żony łagodnie, pocieszał, głaskał i tłumaczył spokojnie.
Piękna Róża pomyślała, chyba tak można, obrosła mocno w piórka, rozpoczęła
ze służbą otwartą wojnę. Krzyczała jak opętana, wyzywała od najgorszych,
poszturchiwała, popychała i szarpała.
Książę nieco się zdenerwował i wyjaśnia żonce.
- Słuchaj kochanie, jesteś księżną, księżnej nie wypada toczyć wojny ze służbą.
Jeśli coś ci się nie podoba, powiedz spokojnie, w tym zamku od zawsze
panują takie zwyczaje.
- Czy ty nie przesadzasz mój mężu, zajazgotała wściekła, o od kiedy to
księżna ma ma być dla służby grzeczna.
- Dom królewski daje przykład poddanym, rodzina królewska zachowuje się
z godnością.
- Ty lepiej nie przeginaj, wrzasnęła rozjuszona Róża. Jak służba jest dla ciebie
ważniejsza od żony, to idź sobie na noc do pokojówki.
Odwróciła się na pięcie, wyszła z komnaty trzaskając z hukiem drzwiami.
- A więc żoneczka wyciągnęła pazurki, skwitował młody książę występ
swej Różyczki.
Zabrał wszystkie rzeczy z sypialni, przeniósł do innego skrzydła zamku.
- Wrócę jak spokorniejesz, pomyślał.
Róża wieczorem wykąpała się w wonnościach, założyła najpiękniejszą
koronkową nocną koszulkę, położyła się w artystycznej pozie na łożu
małżeńskim , na męża czeka.
- Znam mój ukochany książę wszystkie twoje upodobania i słabostki.
dziś w nocy zastosuję wszystkie babskie sztuczki, będziesz mi jadł z rączki
jak pokorny piesek. Od tej chwili tylko ja się będę dla ciebie liczyć.
Czekała, czekała na lubego długo, usnąć z nerwów nie mogła, z każdą
upływającą godziną bardziej ją złość ponosiła. Nad ranem z wielkiej
wściekłości zdemolowała sypialnię. Luby się nie pojawił. Kiedy zjawiły się
dwie służące, była właśnie u kresu wytrzymałości. Rozkazała im sprzątać,
następnie przystąpiła do porannej toalety. Wydzierała się okrutnie, szarpała
na sobie ubrania, rozkopała misternie ułożone przez służebną włosy. Na koniec
z furią jedną z dziewczyn walnęła pięścią w głowę, drugą kopnęła boleśnie
w nogę. Służebne miały dokładnie dość swojej pani, z płaczem pobiegły
do królowej na skargę.
Królowa tym razem się zeźliła, wezwała synową na rozmowę.
Róża stawiła się czerwona z gniewu niczym piwonia, skłoniła się przed
królową niedbale i czekała z brzydkim grymasem, co tamta ma do
powiedzenia.
- No moja młoda damo, rzekła królowa, chyba mocno przesadziłaś tym
razem. Tak ludzi traktować nie wolno.
- Ty się w moje życie nie wtrącaj, odparła butnie Róża. Wolno mi we
własnym domu robić to, co mi się żywnie podoba. Nic ci do tego.
- O, mocno się mylisz. To jest mój zamek, moja służba, należy jej się
szacunek. A ja jestem królową, królowej się nie TYKA. Twoje osobiste
sprawy mnie nie interesują, ale w moim zamku ja rządzę. Jeśli to ci nie
odpowiada, wyprowadź się, nie widzę przeszkód.
Możesz odejść, ale miej się na baczności, bo możesz źle skończyć.
Królowa wstał i opuściła salę tronową.
Różę aż dusiło z wściekłości, gniew jej z oczu buchał, wypadła jak burza
na korytarz zamku i zaczęła szukać sposobności, aby się na kimś wyładować.
Korytarze były puste, udała się do swoich komnat. Wezwała lokaja, aby
przyniósł jej gorącą czekoladę. Gdy opuszczał jej pokoje, niby niechcący
podłożyła mu nogę. Z wielką satysfakcją patrzyła, jak się biedak z podłogi
zbiera. Wypiła czekoladę, wyszła na korytarz szukać następnej ofiary.
Przeszukała wszystkie komnaty w skrzydle zamku, żywej duszy nie
znalazła.
- O, już ja wam wszystkim pokażę swoje możliwości.
Miała zamiar wpaść do głównej części zamku, lecz drzwi były zamknięte.
Na drzwiach wisiała tabliczka z napisem. Wyjście od strony ogrodu.
- Ta wstrętna, stara jędza odcięła mi przejście. Nie jestem nędzarką, aby
mogła mnie tak traktować.
Poprawiła włosy, wyrównała fałdy sukni, tylnym wyjściem wybrała się
w poszukiwaniu męża. Dopadła go na dziedzińcu, kiedy wsiadał do karocy.
 - Jakim ty jesteś mężem, wykrzyknęła na księcia. Opuszczasz mnie bez
słowa, twoja matka mnie łaje. Nikt nie ma prawa źle mnie traktować.
Domagam się szacunku.
- Moja ty śliczności, odrzekł książę spokojnie. Sama kazałaś mi opuścić
sypialnię. Pobiłaś dwie służące, a tego ci nie wolno. Ciesz się, że moja
matka nie wtrąciła cię do lochu. Na szacunek nie zasługujesz, bo nikomu
go nie okazujesz. Żegnam.
Wszedł do powozu i odjechał.
Wróciła do swych komnat, a zaraz za nią wszedł królewski prawnik.
- Witam księżno, przynoszę list od króla.
Róża rozpieczętowała list, przeczytała, z wrażenie przysiadła.
- Co ja teraz zrobię. Mam spakować swoje osobiste rzeczy, zostanę
wywieziona do pałacyku za miastem, po rozwodzie otrzymam roczną
pensję, zwrot posagu. Tak traktować swoją synową ! Są okrutni,
zajęczała.
Przez tydzień pakowała swoje rzeczy, dwie służące w asyście  silnych
ochroniarzy przynosiły trzy razy dziennie posiłki, wodę w dzbanach
i wychodziły bez słowa.
   Wieść o tym, że książę porzucił swoją nowo poślubioną żonę, lotem
ptaka rozeszła się po mieście. Lud żałował dobrego księcia, Róży nikt
nie żałował. Kupiec z żoną przybyli do córki sprawdzić te wieści.
- A więc doigrałaś się moja córeczko. Nie umiałaś zachowywać się
jak na księżną przystało, zostaniesz rozwódką bez tytułu.
- Ale dostanę pałacyk, roczną pensję, zwrot posagu, zacznę się bawić.
Pokażę wszystkim, że można żyć wesoło.
- Ciekawe z kim, zapytała matka.
- Będę urządzała modne przyjęcia dla dam.
- Twój ociec miała rację, zbytnio cię rozpieściłam.
Popatrzyli na swoją głupią córkę, pokiwali głowami, nawet jej nie
pocieszali.
Przeprowadzka z zamku  został sprawnie zorganizowana.
Róża z dwiema dłużącymi i lokajem wylądowała w pałacyku.
- Nie jest tak źle, jest tu całkiem miło.
Zorganizowała przyjęcie, wysłała liczne zaproszenia, wystroiła się dwornie.
Żadna zaproszona dama nie zjawiła się, niestety. Różę aż ponosiło, aby
całe pyszne jedzenie zrzuć ze stołów na podłogę, lecz wyhamowała.
- Jeśli to uczynię, sama będę sprzątać. Poleciła służbie spakować
wszystko i rozdać biednym. Wydając polecenie, pierwszy raz uczyniła to
grzecznie.
Służące były zaskoczone i zaczęły szeptać.
- Młody książę jest nie tylko przystojny, ale jest bardzo mądry, wie jak
nauczyć żonę kultury. Nie minie miesiąc, Różyczka spokornieje i nabierze
rozumu.
Siedziała Róża samotnie w pałacyku i rozmyślała.
- Może ojciec ma rację. Dostałam od losu wszystko, o czym może
pomarzyć kobieta i wszystko straciłam przez własną głupotę. Muszę to
jakoś naprawić.
Duma ją bolała jak odciski na stopach, jednak z upływem czasu malała
i malała.  Do służebnych i lokaja mówiła grzecznie, próbowała nawet
nawiązać rozmowę. Nijak jej to jednak nie wychodziło.
Błąkała się smętnie po pałacowych komnatach, przysiadała na bogatych
krzesłach. Straciła całą radość życia i energię.
- Na co mi przyszło, dumała ze smutkiem. Zostanę do końca życia
samotna, pies z kulawą nogą mnie nie pokocha.Nawet rodzice nie przyjechali
zobaczyć mojego pałacyku. Wszyscy mnie opuścili, szepnęła z trwogą.
Nigdy nie posłucham pięknej muzyki w towarzystwie ludzi, nie zatańczę
na wielkim balu. Mój cudowny, kochający mąż odejdzie do innej, to ją
będzie kochał. Zmarnowałam własne życie.
Ujrzała co straciła , pierwszy raz w swym życiu zapłakała gorzko.
Przepłakała całą noc.
Rano, z podpuchniętymi od płaczu oczami udała się do zamku.
Przeprosiła dawne służące, jako rekompensatę wręczyła im po złotym
pierścionku. Uklękła pokornie przez królową, prosząc o przebaczenie.
Mąż też przyjął przeprosiny, bo bardzo ją kochał i ujrzał, że jej żal jest szczery.

   Znów zamieszkała w zamku, stała się wzorem i ozdobą królewskiego
dworu. Urodziła trójkę ślicznych dzieci, przykładnie je wychowywała.
Zaprzyjaźniła się z królową, z czasem ją wręcz pokochała. Ze swym mężem
żyła zgodnie, wszystko układało się pięknie.
Wszyscy żyli w zdrowiu,długi i  szczęśliwie, jak to zwykle w bajkach bywa.

         A ja wszystkich serdecznie pozdrawiam i przesyłam
                          słoneczne uśmiechy.


piątek, 24 czerwca 2016

Córka kupca księżniczką. Część I.

Dawno, dawno temu, w kraju pięknym i bogatym, mieszkał zamożny kupiec.
Miał piękną żonę, okazały dom w parku, duże konto w banku, niczego mu
właściwie nie brakowało. Z małym wyjątkiem. Rok za rokiem mijał, a w jego
domu nie pojawiła się śliczna pociecha, chłopczyk czy dziewczynka.
Gryzło to kupca okrutnie, ze zgryzoty chudł i posiwiał. Po co mu tak
zabiegać, jeździć po całym świecie w pogoni za zyskiem, jeśli żadnego
spadkobiercy nie będzie. I w domu coraz bardziej smutno, nie słychać
szczebiotu małej kruszynki.
Poszedł do znanego medyka, aby żonę zbadał. Medyk znał kupca, jego
obyczaje, uważnie na niego spojrzał i bez badania żony zawyrokował. Kiedy
mąż jest gościem w domu, żona nie ma serdecznego przyjaciela, nie ma się
co dziwić, że bocian dom omija. Radzę zrobić dłuższą przerwę w podróżach,
wyjechać z żoną w miłe okolice, być kochającym mężem kochankiem, nie
tylko kupcem.
- Ależ ja kocham żonę, jak nikogo na świecie. Staram się, zwijam, aby
miała wszystko, czego dusza zapragnie.
- Tylko że z powietrza trudno kobiecie zajść w ciążę.
Kupiec zapłacił za poradę, grzecznie podziękował. W  myśl rady medyka
zabrał piękną żonę w długą, bardzo romantyczną podróż. Żona była
zachwycona, wręcz rozanielona. Z tej wielkiej radości nie szczędziła mężowi
czułości. Nadrobiła stracony czas samotności w domu, jeszcze bardziej
wypiękniała, rozbłysła. Kiedy wracali do domu po wywczasach, była przy
nadziei.
Kupiec sprowadził jej matkę, hojnie ją obdarował  za opiekę nad żoną.
Wzywały go pilnie kupieckie interesy, znów w daleką podróż wyruszył.
Dawnymi czasy podróże były uciążliwe, męczące i czasochłonne, wrócił
dwa tygodnie przed planowanym porodem. Czekanie na dzidziusia było
torturą, od ciągłego myślenia, strachu, aż biedak poszarzał. Sam poród
przeszedł gorzej od żony, trzy razy zasłabł, dwa razy zemdlał. Medyk
więcej przy nim, niż przy żonie miał subiekcji.
Kiedy zobaczył swoją córeczkę, rozpłakał się z radości i wielkiego
wzruszenia, a później patrzył na to małe cudo i nie mógł się napatrzeć.
Służebne szeptały między sobą, że ich pan już zgłupiał na punkcie
córuni i z pewnością służba w jego domu łatwa nie będzie. Tylko patrzeć,
jak sprowadzi dwie niańki, trzy bony, które za jego ciężko zarobione
pieniądze rozpuszczą małą, niczym bicz dziadowski.
Kobiety znały życie, przewidywania sprawdziły się dokładnie co do joty.
Różyczka, bo takie córunia dostała imię, jak tylko zaczęła dobrze chodzić,
cały dom postawiła na głowie. Matka, dwie nianie, trzy bony biegały za
nią po domu w obawie, że może się przewrócić i nabić guza.
Spełniały każdy jej kaprys, prześcigały się w robieniu jej przyjemności.
Dziewuszka była bystra, szybko pojęła, że wszystko jej wolno. Pluła
jedzeniem,mamę i opiekunki targała za włosy, kopała po kostkach,
szczypała, drapała, tupała, piszczała. Na biednym lokaju jeździła jak na
koniu i z całych sił okładała piąstkami po głowie.
Ojciec w czasie krótkiego pobytu w domu zobaczył co się dzieje, kupił
córce kucyka, kilka razy zganił za brzydkie zachowanie.
Mała pociecha spojrzała na niego ze złością, wywaliła język i z pasją
krzyknęła.
- Jesteś wstrętnym dziadem, nie chcę na ciebie patrzeć. Wynoś się
z domu, nikt tu cię nie lubi.
Kupcowi aż dech zaparło z wrażenia, poszedł porozmawiać z żoną.
- Och, nie bądź przewrażliwiony. Z biegiem lat wyrośnie, zmądrzeje,
nie ma idealnych dzieci.
- Nie chcę aby była idealna, rzekł ojciec, lecz jej złe zachowanie
przekracza wszelkie granice.
- Nam jej zachowanie nie przeszkadza. Cóż z ciebie za ojciec, że nie
potrafi zaakceptować własnego dziecka.
- Przecież ją kocham, krzyknął oburzony, a niby dla czyjego dobra tak
tyram się po świecie. Pragnę jedynie mieć córkę podobną do kobiety,
nie do pięknej dzikiej bestii.
- Przestań mówić takie okropności, nasza córka jest mądra, pięknie się
rozwija. Jak będziesz ją karcił i krytykował, przestanie cię kochać.
- Przy takim chowaniu będzie z pewnością kochać tylko siebie. Jako
matka masz obowiązek nieco ją utemperować.
- Ładne rzeczy, ironizuje żona, temperuje się ołówki, nie dzieci. Tylko
patrzeć, jak przyłożysz jej pasem.
- Żebyś wiedziała, aż mnie ręka świerzbi, aby dać jej klapsa.
- Lepiej się hamuj. Najlepiej jest w domu bez ciebie.
Kupca na te słowa wprost w podłogę wbiło. Pobladł, później mocno
poczerwieniał, wyszedł z pokoju. Do końca pobytu w domu nie
odezwał się słowem. Zwolnił nianie i bony, sprowadził doświadczoną
nauczycielkę literatury, nauczyciela muzyki i śpiewu, kupił fortepian.
Przed wyjazdem zawołał córkę.
- Słuchaj mnie uważnie. Masz pilnie się uczyć, jak nie, po powrocie
się z tobą rozprawię.
I zapamiętaj sobie raz na zawsze. Ojca należy szanować.
Ucałował córkę z czoło, żonę w policzek i wyszedł.
Różyczka stała jak oniemiała, bo nie bardzo pojmowała, co znaczą słowa
" z tobą się rozprawię ". Nie bardzo rozumiała, co znaczy szacunek dla
kogoś, więc nie wiedziała , co z tym fantem zrobić.
Matka wyjaśniła córce, że szacunek to znaczy być grzecznym. Co
znaczyło " rozprawić się z córką ", też za bardzo nie wiedziała. Na wszelki
wypadek nakazała córce, aby dla świętego spokoju zachowywała się
poprawniej, kiedy ojciec będzie w domu.
Kiedy ojciec przebywał w domu między jednym wyjazdem a drugim,
w domu panował względny spokój. Różyczka robiła postępy w nauce,
ładnie śpiewała, grała na fortepianie. Kupiec był z postępów zadowolony,
lecz sądził rozumnie, że te umiejętności są owszem przydatne w życiu
towarzyskim, lecz w życiu codziennym to mało.
- Słuchaj moja droga, mówi do żony ,ucz córkę zarządzania domem,
mądrości życiowej, aby w przyszłości nie została życiową kaleką.
- Co ty opowiadasz, zaperzyła się żona, ma jeszcze na to czas, nauczy
się po ślubie.
- Po ślubie może być nieco za późno.
- Przestań wreszcie narzekać, idź z duchem czasu, nie bądź staroświecki.
Kupiec nie chciał się spierać, dyskusję z żoną sobie odpuścił.
- Trudno wygrać z kobietami, mruknął.
Najbardziej zastanawiał go fakt, że ilekroć przyjechał, w domu zastawał
nową służbę. Zaciągnął dyskretnie języka u starego fornala. Wszystkiego
się dowiedział. Pokiwał smutno głową .
- Mam piękną, zdolną, wykształconą córkę, która zmienia się
w rozwydrzoną jędzę. Biedny ten mężczyzna, który pojmie ją za żonę.

   Dnia pewnego kupiec otrzymał od króla zaproszenie na wielkie
przyjęcie. Sprawił swym kobietom bogate kreacje, piękną biżuterię,
sam ubrał się dostojnie jak przystało.
Sala balowa w pałacu pięknie przystrojona, lokaje w strojach odświętnych
witali gości. Goście ubrani z przepychem czekali na przyjście króla.
Król pojawił się z małżonką królową, synem księciem, przywiał poddanych,
dał znak orkiestrze.
Młody książę tańczył ze wszystkimi młodymi pannami, żadnej z grzeczności
nie pominął. Córkę kupca, piękną Różę trzy razy zaprosił do tańca.
Król z królową spojrzeli porozumiewawczo na siebie.
- Szykuje nam się wesele, drogi mężu, szepnęła królowa.
- Ma chłopak oko, ale chyba wpadł jak śliwka w kompot. Słyszałem o tej
ślicznotce różne opowieści. Ludzie w mieście dali jej przydomek dzika,
kolczasta Różyczka. Jest ponoć rozpieszczona, kapryśna i pyskata nie do
wytrzymania.
- Jest dorosły. Jak ją wybierze, stoczy swój pierwszy życiowy bój. Jeśli
poradzi sobie z taką żoną, z każdej innej opresji wyjdzie zwycięsko.
- No, nie jesteś typową mamusią, stwierdził król wesoło.
- Żonę wybierze sobie sam, ja się nie będę wtrącać.
- Szykuje nam się rodzinne widowisko, zażartował król.

Widowisko było rzeczywiście śliczne, tak wyjątkowe,że przeszło do
historii. Ludziska o tym gadali sto lat, a nawet i dłużej.
                                   
                                             C.D.N.
                      Pozdrawiam z uśmiechem, zapraszam na część II.





środa, 22 czerwca 2016

Pożegnanie z tatą

   To był dziwny sen. Wchodziłam do rodzinnego domu ze świadomością,
że tam jest mój tato. Byłam bardzo szczęśliwa. Otwierałam drzwi i myślałam,
zobaczę go, będę znów blisko niego. Przez moją duszę przelewały się fale
tęsknoty, ciepła i radości .
- Tato, tato. Zapaliły  się we mnie światła wszystkich gwiazd wszechświata.
- Jak pięknie ubrany, przeleciało mi przez myśl. Jasno brązowy garnitur,
zarejestrowałam, wyjątkowo elegancki. I tato tak zdrowo i młodo
wygląda i tak uroczyście. Uroczyście. Dziwnie uroczyście.
I ci dziwni mężczyźni, którzy mu towarzyszyli, a których twarzy nie mogłam
dostrzec, byli równie eleganccy i dziwnie uroczyści. Wszystko jakieś inne,
nie takie.
Ale co tam, najważniejsze, że jest tato. Tato !
Spojrzałam na twarz taty, mojego taty.
Nie uśmiechał się, nie patrzył na mnie z tą tkliwością i radością jak zawsze.
Był jakiś daleki i uroczysty , jak ta chwila. Nigdy taki nie był.
Ma twarz, która nie wyraża uczuć ! Dlaczego zakrył wszystkie uczucia,
przecież mnie kocha, zawsze mnie kochał ! - żal rwał mi serce.
I nagle objęłam go ramionami, najmocniej jak mogłam i usłyszałam jak
mówię.
- Dziękuję Ci za miłość którą mi dałeś. To Ty nauczyłeś mnie kochać.
To miłość dała mi siłę przetrwać, Żyję dzięki miłości, która jest we mnie,
a którą mam od Ciebie. Dziękuję Ci.
Mówiłam bez uczucia żalu, rozpaczy, tęsknoty, bólu. W tym uścisku
byłam jednym z tatą. Zobaczyłam w nim wszystkie uczucia, jakie miał
w sobie. Były samym dobrem, ale już należały tylko do  niego.
I poczułam, że moje uczucia też należą tylko do mnie.
Dwie istoty wypełnione miłością, ale rozdzielne.
   Już nie obejmowałam go, a on wraz z tymi dziwnymi towarzyszami
wyszedł do drugiego pokoju, a drzwi się zamknęły.
Stałam wyciszona i smutna. Później próbowałam iść to tamtego
pokoju. Chciałam dostać choć jeszcze garstkę miłości, której nigdy
mi przecież nie żałował, ale drzwi były zamknięte.
I gdzieś w mojej świadomości zrozumiałam, że tak musi być.
Wstrząsnął mną ogromny żal. Nie mogłam wymieścić w sobie
smutku. W tym smutku obudziłam się, a kiedy się budziłam
usłyszałam. " To było pożegnanie ".

   Jak tylko pamiętam, zawsze był ktoś ze mnie niezadowolony.
Wszystkie ciotki traktowały mnie jak brzydkie kaczątko, a z czasem
ta opinia stała się ogólnie przyjętą " prawdą ". Chyba nawet moja
mama w to uwierzyła, bo była ze mnie niezadowolona. Coś w tym
musiało być, bo nie okazywał dumy z powodu posiadania małego
" dziwoląga ". No bo jak zachwycać się dziewczynką, która miała
zbyt szeroki nosek, zbyt pyzatą buzię, zbyt wydatne usta, zbyt duże
oczy, wykrzywiała się brzydko i miała często katar. Na dokładkę
nie była przymilną szczebiotką. Z pewnością kochała mnie
w miarę jej możliwości, troszczyła się o mnie i jak mogła zabiegała,
żebym przy wszystkich uroczystych okazjach dobrze się
prezentowała.
Zbyt mi to wszystko nie przeszkadzało. Dla mnie ważny był mój
tato. On zawsze patrzył na mnie z miłością i z zachwytem. Kiedy
mówił do mnie " moja córuniu ", miał oczy jak dwa słońca.
Nigdy się nie dziwił, kiedy czegoś nie rozumiałam i nie gniewał
się, kiedy byłam uparta. Nie miał mi za złe, kiedy bywałam
" nieobecna ", że miałam własny maleńki świat i akceptował to,
że przypominam kota, który chodzi własnymi drogami.
To do niego biegłam zapłakana  z krwawiącym, rozbitym nosem,
czy stłuczonym kolanem. Jego uśmiech osuszał moje łzy, a ręce
odejmowały ból. W moim dziecięcym sercu tylko jemu dałam                                                                    zgodę na oglądanie moich łez i ran.
Budził mnie piosenką i uśmiechem, nosił na barana, huśtał, grał
w kamyczki, całował w czoło, chodził na spacery trzymając
za rączkę.
   To on prowadził mnie trzymając za rękę, kiedy przyszło iść
żegnać mojego małego braciszka, a później mamę. Trzymał mnie
za rękę silny, dobry, mądry i kochający.
Zakrył swój ból, a jego miłość była tak duża, że potrafiła
uśmierzyć moje cierpienie. Uczynił coś niemożliwego, sprawił, że
żyłam, jakby mnie nie wypuszczał z ramion, którymi mnie
otaczał. Chciał mnie osłonić przed wszelkim złem i w sposób
który nie rani, pokazać mi życie. Był dumny, kiedy potrafiłam
być samodzielna i niezależna. I byłam mądra, samodzielna
i niezależna na miarę swoich niespełna 12 lat.
   Odprowadzałam tatę w ostatnią drogę i nie było już nikogo,
kto by mnie trzymał mocno za rękę. Nikt nie podarował mi
spojrzenia, w którym była miłość.
Wróciłam z nad grobu taty spokojna i cicha. Tylko ja
wiedziałam, że tam zostało ciało, ale tato jest ze mną, bo się
z nim nie pożegnałam. Był więc we mnie i koło mnie, bo
musiałam mieć kogoś, kto by mnie kochał.

sobota, 18 czerwca 2016

Anioł dostatku z masy solnej

   Witam.



anioł dostatku z masy solnej





 


                          Przesyłam wszystkim uśmiechy i serdeczne pozdrowienia.



czwartek, 16 czerwca 2016

Modny psycholog

   Za biurkiem w modnie urządzonym gabinecie siedzi psycholog, kalendarz
wizyt przegląda.
Kogo to dzisiaj tutaj przyniesie, sprawdźmy. Pierwszy to ten tłusty właściciel
sieci restauracji. Ależ facet ma kasy. Muszę go jednak dzisiaj spławić, bo
już mnie mocno drażni. Mały, tłusty, łysy, a do tego nudny. Ciągle płacze,
że jego młoda i śliczna żoneczka go zdradza, a on przecież ją wprost
wielbi, spełnia każdy kaprys. Stary pryk, wcale się dziewuszce nie dziwię.
Zbrzydło mi to ciągłe pociesznie i wmawianie mu, że skoro z nim mieszka,
nie odeszła, to jej na nim zależy, a flirtuje bo jeszcze młoda i ma pstro
w głowie. Z wiekiem jej to przejdzie, okrzepnie, stanie się stateczna.
Tylko jak ona przekroczy 40 tkę, to byłby cud prawdziwy, gdyby jeszcze
żył. Znam się na tym lepiej niż inni , jeszcze jej nie stuknie trzydziestka,
zostanie majętną, piękną, wesołą wdówką.
Wprawdzie facet często tu przychodzi, zostawia chętnie stówkę, czasem
nawet z wdzięczności za moje dobre serce więcej, ale nie mam już odwagi
zalecać mu więcej viagry. Gadałem z kumplem seksuologiem, pogada
z nim, jeszcze go jakoś przez kilka miesięcy przetrzyma na prochach,
a na koniec da mu do geriatry skierowanie. Pieniążki są dobre, ale lepsze
te bez zbędnego ryzyka. Trudno.
   Kogo my tu jeszcze mamy. O, dzisiaj same chłopy, to dobrze się
składa, grzecznie im powiem, że muszę spotkania nieco skrócić, bo mam
program w telewizji. To im bardzo schlebia, że chodzą do modnego
psychologa, chętnie wyrażą zgodę na krótszą wizytę, a stówka i tak
wpadnie. Fajnie.
   Aha, ten następny walczy ze swoją nieśmiałością. Zrobimy więc
kilka testów, kilka ćwiczeń relaksacyjnych, umówię ze znajomym,
który z moimi klientami ćwiczy jak wyrabiać w sobie luz i swobodę
w miejscach publicznych. Gdybym miał więcej czasu, sam bym z nimi
poszedł ćwiczyć. Idą do kawiarni, później do dobrej restauracji,
składają zamówienia, a nieśmiały płaci. Uczy się poprzez obserwację
i naśladownictwo. Ten co go uczy, potrafi być naprawdę uroczy,
otwarty, udaje że nie widzi gaf, które tamten popełnia, potrafi zbudować
atmosferę luźną i przyjazną, dając poczucie bezpieczeństwa, kiedy
tamten się oswaja z sytuacją i nabiera towarzyskiej ogłady.
Trzeba przyznać, że jest w tym naprawdę dobry. Stara się facet super,
ma zresztą za co. Pije i dobrze je, w dodatku bierze słono za sesję.
   Ten trzeci jakoś dziwnie się wysławiał, nie wiem kim jest i jaki ma
problem. Wyprosił wizytę telefonicznie, więc będzie dodatkowa stówa.
Ile to czasu zostało. Wystarczy, jeszcze zdążę przejrzeć notatki
do programu w telewizji .
" Zdrada w małżeństwie ".  Czy to aż taki dla wszystkich ważny
problem? W gazetach, w pracy, w towarzystwie wszyscy ten problem
roztrząsają, gadają i gadają, a przecież wiadomo, że ludzie zawsze się
zdradzali, zdradzają i będą zdradzali. Niech przestaną zdradzać, będą
wierni, problem zniknie sam, proste i logiczne. Ja tego głośno nie
powiem, nie jestem taki głupi. Gdybym z czymś takim wyskoczył, to
bym ze wszystkich programów w telewizji również wyskoczył.
A co tu ukrywać, lubię pieniążki.Tu stówka, tam stóweczka, gaża,
pensja, jest co liczyć, nieco wydać, resztę odkładać. Jak to się mówi,
pieniążków nigdy za dużo, za dużo jest tylko kijem i to jest święta
racja.
Żeby się w programiku TV dobrze pokazać, trzeba głosić oczywiste
prawdy, zgodnie z wytycznymi w scenariuszu i gustami tych, co
płacą. Temacik o zdradzie jest tematem wciąż żywym i wdzięcznym
i dlatego jako ekspert muszę już trzeci raz w tym miesiącu to samo
wciskać, tyle że w innych stacjach telewizyjnych. Powtarzam więc,
nieco w zmienionej formie prawdy tak proste, jak rowerowa
szprycha. Trzeba je powtarzać często, bo istnieje społeczne zamówienie
na takie tłumaczenie.
Zdrada fizyczna nie jest takim wcale wielkim złem. Zdrada może się
przysłużyć w umacnianiu małżeńskich więzi.  Zdrada dobrze pojęta
jest źródłem satysfakcji i radości, czasami wręcz dla budowania
związku potrzebna. Tra, la, la.
Takich prawd w tym stylu można wymyślać bez końca. Co to ma za
znaczenie, że są nieprawdziwe. Są za to chwytliwe i łatwe w
akceptacji, więc mówi się to, co ludzie chcą usłyszeć i za co każdy
chętnie płaci. A ja kocham pieniążki. Grosik go grosika, stóweczka
plus stóweczka, będzie spora fortuneczka. Takie jest życie.

   Wyprostował się, poprawił krawat , bo pierwszy klient do drzwi
zapukał. Dwie wizyty szybko zleciały, trochę je skrócił, skasował
po setce, na trzeciego czeka.
Ciekawe, co to za gość, taki jakiś wydawał mi się dziwny. Długo
nie czekał i w dodatku się nie mylił.
Czego on taki blady, prawie przezroczysty, a wygląda jakby wrósł
w to krzesło, nie siedzi, ni wisi. Jasny gwint, takiego jeszcze nie miałem.
 -  Dzisiaj nieco się spieszę, więc proszę mi powiedzieć, jaki pan ma
problem.
 -  Mój problem jest chyba nieco nietypowy, ale spróbuję jakoś
jasno go przedstawić. Tak się składa, że z racji mego zajęcia
przebywam ciągle z jednym człowiekiem i podejrzewam , że boryka
się z pewnym problemem.
 - To znaczy, że to jest problem tamtego gościa, a nie pański.
 - Właściwie to tak wygląda. Ale ten , jak go pan nazwał, gość,
jest dla mnie kimś bardzo ważnym .
 -  I  pan chce mu pomóc, czy dobrze rozumiem ?
 - Oczywiście, również chciałbym go zrozumieć.
 - Tego człowieka, czy istotę jego problemu .
 -  I jedno i drugie.
 -  A co pana w nim niepokoi i jakiego problemu się domyśla.
 -  On mówi co innego niż myśli, robi jeszcze zupełnie co innego,
czego innego pragnie, a w dodatku co innego śni.
 -  Takim rozwarstwieniem jaźni to zajmują się psychiatrzy.
A może ten facet robi to świadomie. Najlepiej go o to zapytać.
 -  Nie bardzo wiem jak ,mogę go urazić.
   - A swoją drogą mogę wiedzieć kim pan jest i kim jest ten facet,
może będzie łatwiej.
  -  Jestem aniołem.
  -  To zawód, imię czy nazwisko ?
  -  No cóż, powiem otwarcie. Jestem twoim aniołem stróżem.
  - Moim ?
  -  Tak, jakoś tak wyszło.
  -  Coś takiego, mój własny anioł stróż został moim klientem. Chyba
się o ścianę zabiję. Tego jeszcze nie było. Słuchaj, możemy chyba mówić
na TY, skoro się znamy od urodzenia, to znaczy mojego.
Wybacz,  ale strasznie chce mi się śmiać.
 -  Oczywiście, że możemy.
 -  Więc ty sądzisz, że mogę mieć rozszczepienie jaźni ?
 -  Jeśli nie, to mówiąc  ludziom co innego niż myślisz, kłamiesz.
 -  Chyba rzeczywiście nie rozumiesz mnie i w dodatku nie wiesz,
o czym mówisz. Czy sądzisz, że ktokolwiek z tych co tu przychodzą,
przychodzi po prawdę ? Ty jesteś jedynym takim przypadkiem
w mojej praktyce, a miałem ich setki.
Do psychologa ludzie nie przychodzą po prawdę, tylko po akceptację.
Dostają to co chcą dostać i za to płacą.
Chcesz wiedzieć prawdę o mnie, proszę bardzo. Myślę to co myślę,
to jest moja prywatna sprawa. Robię to co muszę, mówię to co
wypada, a na sny nie mam wpływu, niestety.
Czy to wystarczy ? Mogę jeszcze dodać, że lubię zarabiać, dużo
zarabiać, pieniądze prawie kocham, bo są niezbędne. Mam jeszcze
zasadę, że za pracę żądam zapłaty. Dostałeś prawdę którą chciałeś,
płacisz więc jak każdy, stówkę.
 -  Wiesz, że anioły nie mają pieniędzy.
 -  Pracujesz jakby społecznie, to znaczy za darmo. Rozumiesz, czym
się taka robota kończy. Nie masz nawet stówki, żeby mi zapłacić.
I w ten sposób zrobiłeś sobie honorowy dług, bo wyjątkowo na to
pójdę. Czas naszej rozmowy się kończy, bo zaraz muszę jechać, więc
mam taką propozycję. Usługa za usługę.
Wyliczyłem, że w ciągu czterech lat odłożę tyle, że spokojnie mogę
założyć własną rodzinę. Chcę mieć żonę średnio ładną, mądrą i wierną.

Wymagania zupełnie niewygórowane. Więc w ramach wymiany usług
wymodlisz dla mnie właśnie taką żonę. Ja będę zadowolony, ty nie
będziesz miał długu.
No, a teraz już muszę wyjść. Nie musisz wychodzić, możesz po
prostu stać się niewidzialny. Jakoś wolę na cienie nie patrzeć.
A jeszcze moja zupełnie prywatna rada,zupełnie gratis.
  Nie wtrącaj się niepotrzebnie, bo znów możesz popaść w tarapaty.
-  Jak sobie życzysz i zniknął.

Psycholog poprawił krawat, zamknął mieszkanie, wsiadł do
służbowego samochodu.
Zupełnie udany dzień. Praca, po pracy dwie stówki, w telewizji nieco
większa sumka, no a w dodatku będę mieć żonkę jak się patrzy.
Aż trudno uwierzyć. Dobrze by było, żeby ten mój anioł stróż choć
raz zadbał o siebie i kiedy będę gadał te brednie w telewizji, zatkał
sobie uszy.

                         Pozdrawiam z uśmiechem.
 

czwartek, 2 czerwca 2016

Jak robię masę solną - WAŻNA INFORMACJA w UWAGA - dopisek ostatecznej wersji

   Witam
Zgodnie z daną wcześniej obietnicą wrzucam moje własne przepisy
na masy solne.
Masa solna nr.2  - nazywam ją świecznikową
potrzebne :
3  duże czubate łyżki mąki pszennej
6  dużych czubatych łyżek soli
2  duże czubate łyżki gładzi szpachlowej
2  duże czubate łyżki kleju do drewna / vicol /
składniki łączymy i dodajemy tyle wody, aby masa odpowiadała
naszym potrzebom. Wyrabiać należy około 20 minut.

Masa solna nr. 3   -  uniwersalna
potrzebne :
1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka soli
1/2  szklanki wody
2  łyżki gładzi szpachlowej
1  ewentualnie 2  łyżki kleju do drewna / vicol /
jak zwykle dosypujemy tyle mąki, ile będzie nam potrzeba.

Myślałam jeszcze o eksperymencie z dodaniem do masy sonej
gipsu dentystycznego w takich proporcjach :
1  szklanka mąki pszennej
1  szklanka soli
1 lub dwie łyżki gipsu dentystycznego
1/2 szklanka wody
Jeśli będzie za gęsta, dolać wody ile potrzeba. Ponieważ gips
stomatologiczny bardzo szybko twardnieje, może warto zrobić
masę nieco rzadszą, zawsze w razie czego można dosypać
mąki. Gips stomatologiczny bardzo szybko wysycha, jest
twardszy od innych gipsów, co znacznie przyspieszy schnięcie
wyrobów z masy solnej. Jest niedrogi, można tanio kupić
w hurtowniach z materiałami stomatologicznymi, ewentualnie
w internecie.
Masy solne z dodatkiem gładzi szpachlowej również szybciej
wysychają, ale radzę suszyć w temperaturze nie wyższej niż
50 stopni, pod koniec można podnieść do 60 / suszyć przy
uchylonym piecyku/. Mnie masy wysychały stosunkowo szybko
w temperaturze pokojowej, latem na powietrzu w słońcu.
Korzystne jest jeszcze to, że główki nie zapadają, nie ma
konieczności wkładania kulek z folii.

Zabezpieczanie przed wilgocią :
Po wyschnięciu wyrobu z masy solnej pokrywam go impregnatem
ochronno - dekoracyjnym do drewna V01 bezbarwnym mat.
Kiedy wyschnie maluję w moim przypadku farbą lateksową,
która bardzo dobrze pokrywa, szybko wysycha, chroni dodatkowo
przed wilgocią./ Farbę rozcieńczam, barwię barwnikami w płynie /.
Jak już farba wyschnie, lakieruję lakierobejcą dekoracyjno-ochronną
teflon bezbarwną  S01  satynowy połysk.
Wszystko z reguły pokrywam na koniec preparatem z woskiem
pszczelim. Te bejce i preparaty są bardzo wydajne, ekologiczne.
W ten sposób masa jest nie tylko twarda, zabezpieczona,
ale również ładnie wygląda.

Do cieniowania wyrobów takich np. jak pisanki, używam
specjalnego wałeczka z gąbką.

Z masy nr. 2 świecznikowej zrobiłam świeczniki i sówki.
Z masy nr. 3 pisanki.
Baranki zrobiłam z dodatkiem uprażonej mąki kukurydzianej
z klejem do tapet, z dodatkiem łyżki oleju. Jeśli macie ochotę,
możecie spróbować i poeksperymentować. Ładnie i szybko
wycina się w masie wzorki na baranku.

Teraz wrzucę moje prace i fotki produktów które używałam do
ich zrobienia.
Przepisy sama opracowałam, każdy może z nich korzystać, ale
nie może podawać ich jako swoje w postach na blogach.

UWAGA :
Aktualizacja przepisu którą piszę 11.10.2016   -  ważne
===================================================

Niezmiennie od 3 lat robiłam masę solną z dodatkiem GŁADZI
SZPACHLOWEJ  i zawsze wychodziła mi rewelacyjnie. Jeszcze
w marcu br. robiłam ostatnie aniołki wg podanego powyżej przepisu
i wyszły super.
Postanowiłam wznowić zabawę z masą solną i doznałam niemiłego
rozczarowania. Już przy rozrabianiu ciasta coś mi nie " leżało ". masa
w dotyku była zupełnie inna , jakby szorstka i czułam w rękach
sól, która kiedyś pięknie się wrabiała w ciasto, a masa stosunkowo
szybko wysychała .
Powtórzyłam próby z trzema różnymi mąkami, efekt taki sam.

Widocznie masa szpachlowa została udoskonalona, ale dla potrzeb
budowlanych, dla masy solnej stała się zdradliwa. Wprawdzie nowe
wyroby pozostawiłam do suszenia, ale coś czuję, że pójdą do kosza.

Więc jeśli będziecie chcieli skorzystać z podanego przepisu to nie
radzę. Poczekajcie, aż mi dobrze wszystko wyschnie, zobaczę wówczas
z jakim skutkiem.

Będę musiała jechać do sklepu z artykułami stomatologicznymi
i kupić swoją wypróbowaną WYCISKOWĄ  MASĘ  STOMATOLOGICZNĄ
bo wierzę, że pozostała w swych właściwościach niezmienna.
Nazwę tej masy stomatologicznej podałam przy przepisie MASY SOLNEJ
MURKOWEJ, oraz umieściłam fotkę.
Cena opakowania rok temu wynosiła ok. 20,- zł. Wystarcza naprawdę na
dużą ilość masy solnej.

Z mąką też obecnie bywa różnie, jest coraz droższa i coraz gorsza
jakościowo. Jak tak dalej pójdzie, nie będzie się czym bawić.
Za jakieś dwa, trzy tygodnie uzupełnię wpis nowymi uwagami odnośnie
masy solnej. Może coś nowego wykombinuję.    Pozdrawiam.

W I T A M
=========================================
   Ostateczna wersja masy solnej, którą polecam i stosuję

   ------------------------------------------------------------------

1 szklanka mąki pszennej
1/2  szklanki soli drobnoziarnistej
1 kubek / lekarski do syropów / stomatologicznej masy wyciskowej
1 duża łyżka gipsu stomatologicznego
1/ 2  szklanki ciepłej wody
1 duża łyżka oleju spożywczego / rzepakowego /

do zrobienia masy potrzeba

rondelek lub niewielki garnuszek nieprzywierający
drewniana łyżka / mieszam cieńszy końcem - uchwyt /
mała miseczka najlepiej z zaokrąglonym dnem do rozrabiania masy st.
mała łyżeczka do herbaty z zaokrąglonym, wypukłym uchwytem

Jak robię
------------

Do rondelka wsypuję 1 szklankę mąki, dolewam 1/2 szklanki ciepłej
wody, oraz łyżkę oleju. Dokładnie mieszam. Następnie podgrzewam
na małym ogniu, mieszając , a kiedy zacznie gęstnieć, odwracam masę
mieszając, aby równo się dobrze podgrzała. Kiedy już uzyskam kulkę
/ bez " surowizny " /, wykładam na blat kuchenny.
Dosypuję pół porcji soli i wyrabiam.
Do wyrobionej masy dokładam rozrobioną masę stomatologiczną i bardzo
szybko wrabiam z masą solną.

Jak rozrabiam masę stomatologiczną
--------------------------------------------
Do miseczki wsypuję kieliszek sypkiej masy, dolewam kieliszek wody
i drugim końcem łyżeczki / uchwyt / bardzo szybko łączę składniki.
Równie szybko trzeba wyłożyć masę na rozciągniętą na blacie masę
solną , szybko złożyć na pół i wrabiać ruchami bardziej wcierającymi.
Masa stomatologiczna bardzo szybko twardnieje, więc trzeba uważać,
aby masa st. nie pobrudziła nam zbytnio rąk, bo powstaną w cieście
białe grudki. W czasie wrabiania masy stom. dosypujemy resztę soli.
Na koniec wgniatamy w ciasto gips i wyrabiamy.
W zależności od potrzeb dosypujemy mąki.

Zapewniam, że po pierwszej próbie szybko pojmiecie w czym rzecz, ale
zapewniam, że warto , bo otrzymujemy masę dobrze elastyczną, która
ładnie się układa w palcach i nie brudzi rąk.
Gips stomatologiczny nadaje masie trwałość, a w połączeniu z masą. s.
po wyschnięciu jest odporna na wilgoć, dobrze się maluje.
Tak zrobiona masa jest dobra zarówno do robienia przedmiotów
płaskich jak i stojących. Dodatkową zaletą jest to, że masa nie odkształca
się, główki się nie zapadają .

Jeśli chcemy zrobić przedmiot, np. aniołka " falbaniastego ", dobrze jest
nieco zwiększyć ilość masy stomatologicznej.

Dodatkowa uwaga odnośnie masy szpachlowej :
Kiedyś użyłam do masy solnej masy szpachlowej innego producenta, już
nie pamiętam nazwy/ jakaś tania ze sklepiku osiedlowego/ i otrzymałam
dobrą masę. Nawet zrobiłam doświadczenie z masą szpachlową sypką, którą
najpierw rozrobiłam z wodą. Masa solna nie była idealna, ale dało się z niej
robić.
Zachęcam wszystkich do eksperymentowania, warto.

I jeszcze jedno :
-------------------
W komentarzu na G + znalazłam wpis sugerujący, że piszę posty reklamowe,
ponieważ podaję nazwy stosowanych specyfików.
Otóż NIE. Nigdy nie miałam żadnego kontaktu z żadnym producentem,
nigdy nie zarobiłam złotówki za tzw. reklamę produktu. Po prostu
dzieliłam się swoimi doświadczeniami, gdyż sprawiało mi to przyjemność.
TAK  TEŻ  MOŻNA.
Nie twierdzę, że gdybym otrzymała jakąś propozycję tego rodzaju, to bym
odmówiła, bo nie ma w tym nic złego.
Piszę o tym dlatego, że takie kąśliwe komentarze są w moim przypadku
krzywdzące i odebrały mi chęć do pisania.


                                                                Pozdrawiam.











zawieszki - sówki

zawieszki - sówki

sówki z masy solnej

sówki z masy solnej

sówki z masy solnej

jajeczka z masy solnej


Pisanki z masy solnej


kurki z masy solnej


baranki z masy solnej

Podzieliłam się z moimi gośćmi wiedzą o masie solnej, życzę wszystkim
dużo radości i przyjemności z tworzenia swoich prac.
Myślę, że moje przepisy komuś się przydadzą .
Pomyślałam o radach starego zegara i postanowiłam zakończyć moją
przygodę z blogowaniem na pewien czas, bo mam do załatwienia
bardzo ważne sprawy i nie będę miała możliwości ani czasu na nowe
wpisy.
Serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia.










środa, 1 czerwca 2016

Anioł Stróż dla wszystkich dzieci bez wyjątku

  Dzień Dziecka jest dniem szczególnym, wspaniałym świętem
poświęconym wszystkim dzieciakom na całym świecie, bez żadnego
wyjątku. Wszystkie dzieci potrzebują miłości, troski, opieki, ciepłego
domu i chleba na stole, aby nigdy nie doznały głodu, chłodu, odtrącenia.
Z okazji Ich Święta przesyłam dla wszystkich milusińskich całuski,
uściski, głaski, a przede wszystkim życzę im, aby nigdy nie pozostały
same, bez mamy i taty.
Na ten dzień szczególny zrobiłam Anioła Stróża z masy solnej,
aby miał pieczę nad mniejszymi i większymi naszymi pociechami,
najdroższymi skarbami, które nadają sens naszemu życiu.

anioł z masy solnej

anioł z masy solnej

anioł z masy solnej
   Mam jedną małą prośbę do mam , pozwólmy dzieciom w tym
dniu dla nich szczególnym cieszyć się na ich własny sposób, nie
bądźmy zbyt zasadnicze w ich święto, jeden czy dwa niezdrowe
cukiereczki im nie zaszkodzą , bo zdrowszy jest niezdrowy cukierek,
niż żal w ich serduszku.
                   Serdecznie wszystkich moich gości pozdrawiam.