Powered By Blogger

niedziela, 31 lipca 2016

Ludzie lasu

         SEN  W  TRZECH  ODSŁONACH
===================================

Maria miała dziwny sen .

      Odsłona pierwsza
-----------------------------

Znajdowała się w salonie fryzjerskim zupełnie sama.
W pewnym momencie do salonu wszedł młody  mężczyzna,
usiadł na fotelu i czekał.
Maria do niego podeszła, wzięła do ręki szczotkę do włosów
i zaczęła go czesać. Czesała delikatnie, jakby go po głowie
głaskała. W jakiś niejasny dla siebie sposób odczuwała jego
stan psychiczny. Był spięty, pełen lęków, jakby zamknięty
w sobie, jak w niewidzialnej klatce, z której nie było wyjścia.
W trakcie czesania jego nastrój, stan psychiczny zaczęły się
zmieniać, odprężył się, a niewidzialna klatka zniknęła.
Powiedział do Marii.
- Pierwszy raz w życiu czuję się wolny, nie czuję lęku, jest
we mnie spokój. Jestem szczęśliwy.
Czy możesz zostać moją żoną ?

       Odsłona  druga
-----------------------------

Maria była z mężem w przytulnym, małym domku
otoczonym drzewami i kwiatami. Wąska ścieżka prowadziła
do furtki drewnianego parkanu. Furtka się otworzyła
i w stronę domu szło w milczeniu dwoje starszych ludzi.
Wiedziała, to rodzice męża.
Przesunęli wzrokiem po ogródku, kwiatach, domu, weszli
do środka. Syn przedstawił im Marię jako swoją żonę.
Maria nie czuła w nich żadnych emocji.
Wymienili z synem kilka zdawkowych zdań i skierowali się
w stronę furtki.
Maria pobiegła za nimi, ale furtka była zamknięta.

      Odsłona   trzecia
--------------------------

Maria stała na uboczu dziwnej drogi prowadzącej do lasu.
Wszystko było ciemne, bez odrobiny światła, drzewa przy
ścieżce i las były suche, czarne, straszne.
Widziała rodziców męża, jak szli w milczeniu obok siebie,
z twarzami pustymi, zamkniętymi oczami.
Z czarnego, suchego lasu wybiegły czarne ludzkie postacie,
niczym czarne cienie, zarzuciły na idących żelazne klatki
z krat.
Maria chciała krzyczeć, wołać o pomoc, ale nie mogła się
ruszyć.
Patrzyła z przerażeniem, jak kraty wrastają w ludzi, bledną,
znikają w ich ciałach.
Rodzice męża stali zupełnie obojętni, bezwolni, bezwładni,
niczym z drewna..
Ciemni ludzie uciekli do lasu i zniknęli.
Usłyszała głos " ludzie lasu ".
Myśli Marii szukały w popłochu znaczenia tych
zagadkowych słów.
Myślała, ludzie lasu, ciemny las, noc, klatki, kraty, jak to
powiązać, jak zrozumieć.
Zrozumiała.
Ludzie lasu - pierwotny lęk, ciemny las - mrok w sercu,
drzewa - każde oddzielne, klatka i kraty - więzienie.
Tak. Żyli obok siebie, łączył ich tylko syn. Nikt nie może
im pomóc.
Uwięzieni w klatkach lęku, będą kroczyć w mroku, każde
oddzielnie, choć obok siebie.

Obudziła się z chwilą, kiedy zrozumiała.

    Przesyłam serdeczne pozdrowienia. Pa.

sobota, 30 lipca 2016

Hipnogogia

Hipnogogia jest stanem pośrednim między czuwającą świadomością
a snem. Określa się to mianem " zmierzchu " - nie jest to bowiem
ani sen , ani pełne czuwanie. Halucynacje te różnią się od snów.
Spiący zwykle uczestniczą w wydarzeniach, jakby pochłonięci nimi
bez reszty. W rojeniach między jawą a snem człowiek zwykle
obserwuje, co podsuwa mu jego podświadomość, zachowując przy
tym świadomość stanu faktycznego.
Kiedy zbliża się moment zaśnięcia, człowiek przeżywa natłok obrazów,
wytwarzanych bezustannie gdzieś w głębiach umysłu.
Rojenia między jawą a snem wiążą się często z twórczością.
Najgenialniejsze umysły twórcze nauczyły się wykorzystywać ten stan
do pokonywania przeszkód hamujących ich odkrycia. Po prostu
zamykają oczy i odprężają się całkowicie. Obrazy nasuwają się same.

Do najbardziej znanych przypadków wykorzystywania rojeń przed
snem przyznawali się otwarcie tacy uczeni, jak chemik Kekule,
badający strukturę molekularną benzenu. Nie mógł ustalić w jaki
sposób łączy się ze sobą sześć atomów węgla. Długo się nad tym
problemem biedził, aż pewnego razu w czasie między snem a jawą,
przed oczami stanęły mu obrazy przypominające węże wijące się
w powietrzu. Węże nagle się wyprostowały, odwróciły i ugryzły,
łapiąc każdy swego najbliższego sąsiada za ogon. Utworzyły w ten
sposób okrąg, a Kekule się domyślił,że budowa benzenu jest
pierścieniowata.

Edison bardzo chętnie wykorzystywał zjawisko hipnogogii. Do tego
stopnia ufał tej metodzie rozwiązywania problemów naukowych, że
w swoim gabinecie ucinał sobie drzemki w wygodnym fotelu, ale
aby nie zapaść w głęboki sen ustawiał po obu stronach fotela miski,
w rękach trzymał stalowe kulki. Kiedy miał zasnąć, kulki wypadały
z jego dłoni i robiły hałas, który nie dopuszczał do głębokiego snu.
W ten sposób nie tracił wizji z okresu między jawą i czuwaniem.

Kiedyś czytałam, że wielu muzyków w tym szczególnym momencie
między jawą a senem widziało nagle wręcz partytury i słyszało
brzmiącą melodię. Wówczas wstawali i zapisywali je.

Z pewnością każdy z nas choć raz w życiu wykorzystał wiadomość
zdobytą między jawą i snem i dobrze na tym wyszli. Widocznie
jest w tym coś na rzeczy, bo ludzie od dawna mówią, że z problemem
najlepiej się przespać i że noc przynosi dobre rady.

Ja osobiście liczę na to, że podczas " zmierzchu " mój umysł nagle
ktoś oświeci, poda mi numery totolotka i zgarnę kilka ciepłych
milionków / szkoda że w złotówkach /.
Dodatkowo pstryknęłam fotkę mojemu panu Żabie z myślą , że jak
zobaczy swoje odbicie na ekranie monitora, spręży swoje żabie moce
i przywoła z wielkiej czasoprzestrzeni dodatkową forsę.

Panu Żabie dorobiłam narzeczoną, postawną Żabicę, która
zamieszkała w doniczce u mojej synowej. Synowa miała niezbyt
tęgą minę, kiedy ją ujrzała, ale prezent to prezent, zwłaszcza od
teściowej, nie wypadało nie przyjąć. Wyjaśniłam jej ze śmiechem,
że Żabica z takim długim jęzorem więcej może zgarnąć, a uroda
w interesach ma marginalne znaczenie.

pan Żaba z masy solnej

pani Żabica z masy solnej

No cóż, człowiek który ciągle się turla pomiędzy zerem i minusem
w rubryce " Saldo ", ima się przeróżnych sposobów, aby przynajmniej
zawsze być na plusie.

Przesyłam Wszystkim moim miłym Gościom uśmiechy
i serdeczne pozdrowienia. Pa.

czwartek, 28 lipca 2016

Blogi moich Gości są dla mnie inspiracją

Witam.
Ostatnio nieco zaniedbałam pisanie opowiadań, ponieważ bardzo
intensywnie zwiedzam blogi moich miłych Gości. Jestem ciekawa
czym się interesują, co tworzą i z czego, po prostu mam ochotę
lepiej Ich poznać.
Ponieważ lubię lepić przeróżne wymyślone figurki, malować, więc
oglądam filmiki, kursiki, przeglądam liczne posty o podobnej
tematyce.
Szczególnie zachwycił mnie blog z wyrobami z zimnej porcelany
www.ysneldasolanohechoamano.blogspot.com ,  w którym
Ysnelda Solano prezentuje swoje barwne, wspaniałe, pomysłowe
prace , umieszcza inspirujące kursiki.

Jednym  z nich jest super pomysł na różańce dla dzieci z użyciem
zimnej porcelany ozdobione wstążkami.
Wzięłam więc na szybko masę solną, utoczyłam 10 kuleczek
z dziurkami, wykroiłam mały wielokącik z otworkiem. Kiedy
już wyschły, ucięłam kawałek włóczki, wyciągnęłam z szuflady
małe samoprzylepne obrazeczki i zrobiłam z tego małą
dziesiątkę różańca, strzeliłam fotki , mimo złej , pochmurnej
pogody. Zdjęcia nie są artystyczne, ale nie o to w tym wszystkim
chodzi. Mam cichą nadzieję, że może pomysł się komuś
spodoba i wykorzysta go dla własnych potrzeb, co z pewnością
sprawi mi wiele radości.











Dziesiątkę różańca można zrobić z różnych mas plastycznych
i w różnych kolorach, w zależności od upodobania. Pomysł jest
bardzo prosty i każdy szybko może zrobić np. drobny prezent 
dla bliskiej osoby.

Serdecznie wszystkich moich miłych Gości pozdrawiam . Pa.

środa, 27 lipca 2016

Kwiaty z liści klonu i leśnych konwalii

Witam.  Zgodnie z obietnicą wrzucam przepiękne bukiety
z róż, zrobionych z liści klonu i leśnych konwalii. Moja
znajoma kwiaciarka robi je od lat, w różnych kolorach,
różnie przybrane, w zależności od tego, czym aktualnie
może je przybrać.
Róże z liści leśnych konwalii to te prążkowane, pięknie
się prezentują i są równie trwałe jak zrobione z liści
klonowych.
Bukiety koloruje farbą w aerozolu, ewentualnie te jesienne
kolorowe lakieruje lakierem do włosów / najlepiej nadaje
się ten kupiony w Biedronce - mocny /.
Ja też robię bukiety z liści klonu, ale dopiero z liści
jesiennych, takich soczyście kolorowych. Mogą stać sobie
nawet cały rok i pięknie się prezentują.
Jesienią zatrudnię moją wnuczkę w roli fotografa i wrzucę
kursik.









Serdecznie wszystkich moich miłych Gości pozdrawiam.  Pa.

poniedziałek, 25 lipca 2016

Anioł z masy solnej

Pod koniec kwietnia zrobiłam anioła z masy solnej nieco
eksperymentalnej. Na czym polegał eksperyment ?
Uprażyłam bardzo gęstą kaszę mannę na wodzie, dodałam
2 łyżki kleju do drewna / wikolu /, 2 łyżki gładzi szpachlowej
acryl-putz, tyle mąki, aby gęstość masy przypominała ciasto
na pierogi i z takiej oto eksperymentalnej masy ulepiłam
nowego anioła 28 / 12 cm. Położyłam go wysoko  na
segmencie w pokoju i właściwie o nim zapomniałam.
Suszył się spokojnie niczym nie niepokojony, nawet nie
wiem, kiedy dosechł. Przypomniałam sobie o nim
tydzień temu, zrobiłam mu fotkę, wysmarowałam jak każdego
impregnatem ochronno - dekoracyjnym do drewna, aby go
" uodpornić " przed wilgocią.
Kiedy wysechł pomalowałam, polakierowałam bezbarwną
lakierobejcą dedkoracyjno - ochronną / satynowy połysk /.

Uwielbiam wszelkiego rodzaju eksperymenty, więc
zaczęłam próby z masą drzewną. Jak już masę dopracuję,
z pewnością wrzucę przepis, oraz zaprezentuję efekty.









 W następnym poście wrzucę śliczne bukiety z liści
klonu i liści konwalii, jakie robi moja znajoma
kwiaciarka.

Wszystkich moich MIŁYCH  GOSCI  pozdrawiam  . Pa.

czwartek, 21 lipca 2016

Miłość bez końca cz. III

Zygmunt spojrzał na nią. Była tylko w cienkim dresie. Zdjął
jej kurtkę z wieszaka i zamknął drzwi kluczem, który trzymała
bezradnie. Do samochodu wsiedli w milczeniu.
- Czy to złamanie jest aż tak skomplikowane, spytała kiedy ruszyli.
- Janek ma rozległe pęknięcie czaszki i uszkodzony kręgosłup.
Szum silnika rozrywał jej mózg.
- Jeszcze jest młody, ma silny organizm, lekarze w wojewódzkim są
bardzo dobrzy. On jest jednym z nich, będą się starać. Jestem pewna,
że go poskładają, zażartowała słabo. Już go raz poskładali.
- W  tym problem, powiedział Zygmunt.
   Kiedy przyjechali do szpitala, lekarze kończyli operację. Pierwszy
z sali operacyjnej wyszedł chirurg, który operował Jana.
- Teraz przewieziemy męża na salę intensywnej terapii. Powiadomię
panią, kiedy będzie można go zobaczyć.
Zygmunt chciał, żeby usiadła,ale ona stała bez odpowiedzi i bez
ruchu. Myśli goniły się jak szalone, aż do bólu, do szaleństwa. Nie
zdawała sobie sprawy, jak długo czekała. Nie zauważyła, kiedy
podszedł lekarz. Ocknęła się, kiedy drugi raz powiedział.
- Może pani iść do męża.
Spojrzała radośnie.
- Czy mąż się obudził ?
- Pani Anno, mąż nie odzyskał przytomności. Zrobiliśmy, co było
w naszej mocy. Mąż umiera.
- To nieprawda, powiedziała cicho z naciskiem, z całą rozpaczą,
która w niej była, z gniewem.
Weszła do sali.
- Chcę z nim być sama.
Wzięła krzesło, postawiła przy łóżku Jana i usiadła, Zygmunt chciał
coś powiedzieć, ale uprzedziła go.
- Niczego nie potrzebuję, dam sobie radę, ten czasy należy do nas.
Ujęła Jana za rękę, nie płakała.
- Jan, kochanie, wiem że mnie usłyszysz. Mam ci tyle do powiedzenia
i muszę zdążyć.
Zawsze nazywałam cię Janem. Poznałam cię jako Jana i to twoje imię
stało się dla mnie tak piękne i ważne jak ty. Nie musiałam go
zdrabniać, tak jak nigdy nie znalazłam w tobie niczego, co można
by było zmienić. Ty też mówiłeś zawsze Anno, nawet w tych
najczulszych chwilach. Kochałeś mnie bez zastrzeżeń, nigdy nie
próbowałeś mnie zmienić. Kochałaś mnie taką, jaka jestem. Nigdy
nie wystąpiłeś przeciwko mnie, nawet w myślach. Nawet jak
popełniałam błędy,nie zgadzałeś się ze mną, pozwalałeś mi być sobą.
Nie oceniałeś mnie i nie osądzałeś.W twoich oczach widziałam
zawsze światło, które jest miłością.
Poznałeś mnie smutną, zagubioną i zapłakaną. Musiałam być okropnie
brzydka, kiedy tak płakałam. A ty patrzyłeś na mnie z radością
i zachwytem. Przy tobie nie wstydziłam się łez.
Jan, dałeś mi radość i szczęście. Twoja miłość oczyściła mnie ze
wszystkich brudów, o które się otarłam, otarła wszystkie łzy, zatarła
wspomnienie wszystkich cierpień. Każda chwila z tobą była czystym
pięknem.
Jak ci mam podziękować za te wszystkie chwile, które złożyły się
na 7 lat szczęścia. To ty nauczyłeś mnie jak być kobietą i to ty
dawałeś mi poznać spełnioną miłość.Każde połączenie z tobą było
radością, było tańcem, wirowaniem i lotem w nieskończoną
przestrzeń. Bycie z tobą było jak sen na jawie, jak baśń tęczowa,
którą opowiadała mi twoja miłość. Nigdy mnie nie okłamałeś, nie
zawiodłeś. Każdego dnia myślałam, że nie można kochać bardziej
i każdego dnia odkrywałam, że można.
Jeśli musisz odejść to wiem, że tak być musi. Kiedyś się spotkamy.
Chcę ci jeszcze powiedzieć o czymś, do czego nigdy nie miałam
odwagi się przyznać. Byłam o ciebie zazdrosna. Tak mi się
podobałeś, że na myśl o tych wszystkich babach, z którymi
pracowałeś, robiło mi się słabo. Okropnie się wstydzę, ale nie mogę
się tego wyprzeć. Byłam strasznie zazdrosna. Czy to jest śmieszne ?
Anna pochyliła głowę i zaśmiała się cichutko, jak zawstydzona
dziewczynka. Podniosła głowę i spojrzała na Jana. Z jego oczu
płynęły łzy. Nachyliła się i ucałowała go w usta. Na krótką chwilę
otworzył oczy. Była w nich miłość.
- Kocham cię, kochanie moje. Kocham cię całym sercem, całą
duszą i całym ciałem. Kocham cię każdą swoją cząstką. Bez końca.
Szeptała te słowa cicho, czule i wiedziała, że Jan odchodzi.
   Wyszła z sali spokojna i cicha. Zygmunt objął ją i zaprowadził
do samochodu. Chciał z nią zostać w mieszkaniu, ale wolała być
sama. Przed wyjściem dał jej zaklejoną szarą kopertę.
- To rzeczy, które Jan miał przy sobie. Wzięła ją i zamknęła drzwi.
Usiadła w fotelu i otworzyła kopertę. Wśród rzeczy było malutkie
pudełeczku, a w nim złoty pierścionek z wygrawerowanym
napisem " Dla Anny, Jan ".
Włożyła go na palec. Poczuła jak jej serce wybucha tysiącem
płomieni. Przez moment zgasły w niej wszystkie światła, a pózniej
pokój wypełniła dziwna jasność. Ujrzała w niej Jana uśmiechającego
się do niej.
- Odszedłem  Anno, żeby móc cię powitać.
Anna wstała i objęła go. Czuła, jak niewypowiedziana miłość,
która płynęła z niego, wypełnia jej ciało. Ogarnęła ją całą i nie
wiedziała Anna, czy ona jest nim, czy on nią. Poczuła, że się
unoszą.
- Jak we śnie, pomyślała.
Spojrzała nagle za siebie.W jej fotelu siedziała kobieta, jakoś
dziwnie znajoma. I miała na palcu jej pierścionek. Jan spojrzał
jej w oczy i zrozumiała.
- Tu jest ładniej, niż myślałam. Spójrz, jestem znów młoda,
zaśmiała się radośnie.
- Zawsze byłaś młoda Anno. odpowiedział Jan.
                                                                             Koniec
   Serdecznie pozdrawiam wszystkich moich Gości . Pa.


środa, 20 lipca 2016

Miłość bez końca cz.II

   Zjawił się po roku w jej domu zupełnie niespodziewanie. Zaskoczonej
Annie powiedział, że pragnie spędzić z nią życie. Broniła się, bała się
kochać i być z młodszym mężczyzną.
- Jeśli różnica wieku jest dla ciebie jedynym problemem, to dam ci fory.
To ja będę się starzał, ty pozostaniesz młoda,zaśmiał się.
   W jego oczach zobaczyła miłość i strach przed odmową. Uwierzyła
nie w słowa, bo tych było mało, ale w jego uczucia. Zgodziła się. Nigdy
nie żałowała swojej decyzji. I nigdy nie pytała o przyczynę rozpadu jego
małżeństwa.
   Jan był zdolnym chirurgiem. Otrzymał propozycję pracy za granicą.
Przed planowanym wyjazdem uległ wypadkowi, który go bardzo zmienił.
Kiedy okazało się, że nie będzie mógł operować, po rocznym urlopie
zdrowotnym podjął pracę w ośrodku rehabilitacji niepełnosprawnych.
Żona odeszła 8 m-cy po wypadku. Po rozwodzie zostawił jej mieszkanie
i przeniósł się do mieszkania służbowego przy ośrodku.
   Anna otrząsnęła  się ze wspomnień i zaczęła sprzątać. Zbierała
porozrzucane przez Jana ubrania i różne jego drobiazgi. Miał talent do
robienia bałaganu i różne jego rzeczy znajdowała w najmniej
spodziewanych miejscach. Każdy znaleziony drobiazg sprawiał jej
przyjemność. W każdym z nich była cząstka Jana, więc z czułością je
oglądała i odkładała na miejsce.
O godzinie 16 tej wszystko było gotowe. Kiedy napuszczała wodę do
wanny, żeby się wykąpać, usłyszała dzwonek. Czyżby Jan wcześniej
wrócił, ucieszyła się. Chyba znów zapomniał kluczy, Zakręciła wodę
i poszła otworzyć drzwi.
W drzwiach stał Zygmunt,przyjaciel który pracował z Janem.
Zygmunt wpadał czasami na pogaduszki lub po pieczątki, kiedy Jan
zapominał zabrać, a nie mógł się osobiście wyrwać z pracy.
-  Chciałby z tobą porozmawiać, powiedział Zygmunt i usiadł przy
stole w kuchni. Był dziwnie blady, oczy miał zapadnięte i zaostrzone
rysy.
-  Miałeś długi, zakrapiany wieczór, czy znów zerwałeś z Olą ?
Patrzyła na niego z pobłażliwą troską i zabrała się do parzenia kawy.
 Spojrzała na zegarek. Ta wizyta nie była jej na rękę. Szybko muszę
się go pozbyć.
- Janek spadł ze schodów, powiedział Zygmunt i zamilkł. Słyszała
jak wciąga powietrze i znów zaczął mówić. Była odwrócona przodem
do kuchenki. Wyłączyła gaz i wzięła czajnik. Odwróciła się wolno
do stołu i ostrożnie nalewała wodę do szklanki. Nie patrzyła na
Zygmunta. Miała zdolność widzenia ludzi słysząc ich głos. Czas
jakby się zatrzymał, powietrze w mieszkaniu znieruchomiało.
Słyszała głuchy odgłos bicia własnego serca, wody nalewanej do
szklanki i słowa Zygmunta.
-  Wiesz, Jan zawsze żle wiązał sznurowadła, zawsze mu się
rozwiązywały. Widocznie je przydepnął, jak schodził ze schodów.
Znów wciągnął powietrze.
- Złamał rękę, czy nogę, zapytała spokojnie. Słyszała swój głos
poprzez łomot serca i wszystkich tętnic. Postawiła starannie szklankę
z kawą przeD Zygmuntem. Podając mu łyżeczkę i cukier zadała pytanie
starannie dobierając słowa, najlepsze jakie mogła wymyślić w tym
momencie.
- Chyba po założeniu gipsu będzie mógł leżeć w domu ?
- Janek jest w szpitalu wojewódzkim, operują go.
- Czy do założenia gipsu musieli go zabrać aż do wojewódzkiego,
zadała banalne pytanie, ratując się z całych sił.
- Powinnaś ze mną pojechać,powiedział Zygmunt drewnianym głosem.
Anna szybko włożyła pantofle, zabrała torebkę i otworzyła drzwi.
- Chodzmy.

             c,d,N.        pRZEPRASZAM . kLAWIATURA FIKSUJE.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Miłość bez końca

   Anna wróciła z zakupów. Tego dnia była radosna i szczęśliwa. Kupiła
wspaniały tort i różne przysmaki, które lubił Jan. Musi szybko uwinąć
się ze sprzątaniem i przyszykowaniem kolacji we dwoje. Wszystko
powinno być gotowe na 18 tą, kiedy mąż wróci z pracy. Rocznice
poznania zawsze obchodzili uroczyście. Kupiła nową sukienkę na tę
szczególną okazję i odwiedziła fryzjera.
Stanęła przed lustrem. Włosy krótko obcięte w kolorze młodego wina
z lekkim odcieniem fioletu podkreślały blask dużych, szaroniebieskich
oczów. Ma 56 lat, a wygląda o wiele młodziej. Lata wypełnione
szczęściem i miłością, które ofiarował jej Jan wygładziły zarys
zmarszczek sprzed lat. Uśmiechnęła się dumnie do swojego odbicia.
W uśmiechu była radość kobiety kochanej i takiej, która kocha.
- Jan, szepnęła do siebie. Wszedł w jej życie nieoczekiwanie, kiedy
już zrezygnowała z marzeń, wszelkich marzeń. Życie jest pełne
niespodzianek, pomyślała, przypominając sobie spotkanie z Janem.
 
   Siedziała samotnie nad rzeką, Patrzyła w wodę, a łzy spływały po
jej policzkach. Usłyszała , że ktoś jedzie na rowerze ścieżką tuż za nią,
zatrzymuje się i zsiada z roweru. Nie odwróciła głowy, żeby nie
pokazać zapłakanej twarzy. Zresztą nie szukała towarzystwa. Kątem
oka zobaczyła na trawie męskie, bose nogi idące w stronę wody.
Mężczyzna wszedł do rzeki, schylił się i zamoczył ręce. Było widać,
że sprawia mu to przyjemność.
- Zapraszam Alicję z krainy czarów do moczenia nóg , usłyszała
pogodny i ciepły głos. W głosie mężczyzny był uśmiech. Spojrzała na
jego twarz i uśmiechnęła się. Nie był nadzwyczajnie piękny, ale na
swój sposób pociągający i interesujący. Emanował z niego spokój,
skupienie i dobroć. I był młodszy. Poczuła ulgę.
Widocznie człowiek nie chce być sam, nie ma nastroju na romanse,
ani na męskie rozrywki. " Człowiek na rozdrożu ", pomyślała
i nie  przestawała się uśmiechać.
- Jeśli nie ma pani ochoty na moczenie nóg i nie obawia się mojego
towarzystwa, to proponuję małą przechadzkę na łonie natury. Jakieś
500 metrów dalej, za tą łąką jest stary opuszczony domek, koło
domku sad owocowy ogrodzony płotkiem, a w tym płotku piękna
dziura. Zapraszam na pyszne, słodkie jabłuszka. Zapewniam, że
pyszne, bo próbowałem, zaśmiał się łobuzersko. Przypominał jej
małych kolegów z lat dziecinnych, kiesy obdarowywali ją kradzionymi
czereśniami.
Wstała i powiedziała, zaproszenie przyjęte. On prowadził rower, Anna
szła obok. Nie rozmawiali i i było im z tym dobrze. Stary domek i sad
były skryte w niedużym lasku. Mężczyzna skłonił się dworni i usadowił
Annę na pniu drzewa, a sam przelazł przez dziurę w płocie. Wrócił po
niedługim czasie . W jednej ręce trzymał koszulę pełną czerwonych
jabłek, w drugiej garść czarnych porzeczek. Usiadł obok Anny,
przesypał na jej dłoń porzeczki, sam zaczął jeść soczyste jabłko.
- Wspaniałe jabłka, powiedział z rozmarzeniem. Moja mama zawsze
robi z takich pysznych jabłuszek wspaniałą szarlotkę, kiedy ją odwiedzam.
Wszystko robi wspaniale, jest czarodziejką, taką z dobrej bajki.
Pani mama też chyba jest czarodziejką, skoro ma taką córkę. Jestem
pewien, że kocha pani baśnie, ma kolorowe sny i umie piec wspaniałą
szarlotkę, jak jej mama. Skończył mówić i spojrzał na nią uważnie.
   Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. W jego spojrzeniu było coś
zaskakującego, jakby zajrzał w jej duszę i chciał jej pomóc. Przyszła tutaj
z tym dziwnym mężczyzną, żeby oderwać się od własnych myśli i raczej
pomóc jemu. Sądziła, że to on potrzebuje wsparcia. Zaskoczył ją tymi
pytaniami. Nie była przygotowana na mówienie o sobie. I nie była do
tego przyzwyczajona. Więc milczała i jadła owoce.
- Mam pomysł, zaczął od niechcenia. Z pewnością nie lubi się pani
chwalić, więc upiecze pani w domu szarlotkę, a jutro ją zjemy, zgoda ?
Podniósł się i pomógł jej wstać. Odprowadził w miejsce, gdzie się
poznali.
- Do zobaczenia jutro o tej samej porze, powiedział i wręczył jej
koszulę napełnioną jabłkami. Wzięła ją machinalnie, a on wsiadł na
rower i odjechał.
- Pana koszula ! - krzyknęła za nim bezradnie.
- Będzie pani musiała przyjść z ciastem, żeby mi ją oddać- odkrzyknął.
  Upiekła więc szarlotkę, a później uprała jego koszulę. Kiedyś prała
koszule swojego mężczyzny, mężczyzny którego kochała. Czerpał
z niej miłość, nic nie chcąc dać w zamian. Odszedł do innej, kiedy
poczuł się silniejszy.
   Nazajutrz, kiedy przyszła nad rzekę, mężczyzna moczył nogi.
Wyszedł z rzeki, założył sandały na mokre stopy.
- No to idziemy ucztować, uśmiechnął się szeroko. Stół już nakryty.
W znajomym lasku pod drzewem leżał kolorowy koc, na nim serwetki.
Z koszyka wyjął garnuszki i termos z gorącą herbatą. Anna podała mu
 szarlotkę, którą ułożył na środku. Usiedli.
- Palce lizać, mruczał jedząc z apetytem. Jadł jak wygłodzony wyrostek.
Anna patrzyła na niego z lekkim rozbawieniem.
- Jedno z ładniejszych dzieci Pana Boga, pomyślała. Mój brat byłby
chyba w jego wieku, gdyby żył. I byłby podobny do niego. Ale
odszedł. Rodzice też odeszli wcześnie, zbyt wcześnie. Traciła wszystkich,
których kochała. Targnął nią znajomy ból, ale go zatrzymała. Zjadła
wolno kawałek ciasta , popiła gorącą herbatą i uśmiechnęła się.
- No to teraz zostawimy tutaj te pyszności, wszelkie smutki i pokażę
pani, gdzie dzikie ptactwo ma gniazda, oświadczył wstając.

   Anna spotykała się ze swoim nowym znajomym codziennie przez
dwa tygodnie. Jedli śniadania na trawie, spacerowali po lesie, moczyli
nogi w rzece. Sama dokładnie nie wiedziała, jak to się stało, że
opowiedziała mu prawie całe swoje życie. Mówiła o wspaniałym
rodzinnym domu, w którym było wiele miłości. O tragicznej śmierci
wszystkich, którzy byli jej bliscy, których kochała. I o tym, że nie
miała nikogo, kto by ją kochał. Mówiła o samotności i żalu, który
w niej jest. Powierzyła mu wszystkie smutki, rozpacze i przeżyte
cierpienia. Nawet to, że próbowała uciec za " lepszą stronę tęczy ", bo
tutaj brakło dla niej miejsca. Ale dostała " szlaban ", więc musi w sobie
pozbierać te okruchy siły, jakie w niej pozostały i coś z tego zbudować.
   Nigdy nie zadawał żadnych pytań, odpowiadał czasami na pytania, które
zadawała raczej sobie. Umiał wyciągać ją ze złych nastrojów, odpędzać
od niej smutki. I dziwnym trafem zawsze miał zapas chusteczek do nosa,
które podawał jej z prostotą, kiedy była zapłakana. Był jak dobry anioł,
nie doradzał, nie pocieszał, po prostu przy niej był.
   Aż nastał dzień, kiedy na nią nie czekał. W miejscu ich spotkań stał
koszyk pełen jabłek, a na jego spodzie list. Czytała go z mieszanymi
uczuciami wzruszenia, żalu i smutku.
" Anno, nie chcę się z Panią żegnać . To jest dla mnie za trudne.
W moim sercu ma Pani swoje miejsce, bo stała się dla mnie kimś
ważnym. Pragnę Anno, abyś nie rezygnowała z marzeń i walczyła
o swoje szczęście. Wakacje z Tobą były dla mnie radością. Mam
nadzieję, że ja również znalazłem miejsce w Twoim sercu . Jan . "
   Anna wiedziała, że ta chwila musi nastąpić, Teraz przynajmniej
wiedziała, jak jej przyjaciel ma na imię. Nigdy o sobie nie mówił, a ona
nie pytała, bo i po co ? Nie patrzyła na niego jak na mężczyznę. Był
młodszy i nosił obrączkę. I mieszkał gdzieś daleko !
- Będę za Tobą tęskniła, Janie, powiedziała cicho, chowając list.
Tęskniła bardzo. Jan wrósł w jej serce, wtargnął w jej duszę. Pamiętała
każde jego słowo, spojrzenie, gest. Światło w jego oczach grzało jej
serce. Wreszcie uświadomiła sobie, że go kocha. Kochała go miłością
bezwarunkową i głęboką, miłością która nie żądała niczego w zamian.
Już dał jej tak wiele.
                                                Ciąg dalszy nastąpi.

  Serdecznie pozdrawiam moich miłych GOŚCI  i przesyłam Pa. Pa.


czwartek, 7 lipca 2016

Miłość

            Miłość jest wszystkim
            Miłość jest w nas
            Miłość nas budzi
            Każdego dnia
            Miłość jest siłą
            Co żyje i trwa
            Na przekór zła.

            Miłość jest wszystkim
            Miłość jest w nas
            Miłość nie zgubi
            Minionych lat
            Miłość jest siłą
            Co wiecznie trwa
            Na przekór zła.

            Miłość nie niszczy
            Miłość nie burzy
            Miłość jest lekiem
            Na troski i smutki
            Miłość jest prosta
            Czysta i szczera
            Jak serce dziecka.
         

            Taka bez zadęcia.

Oby Was anioł stróż chronił

Spieszę donieść, że półpasiec znacznie  odpuścił , już tak nie rwie,
nie przeszywa bólem, jak na początku. Mało wychodzę z domu, bo
strasznie dzisiaj u nas wieje, mimo że słoneczko nawet ładnie świeci.
Od jutra zacznę coś nowego kombinować, aby się nie nudzić
               
Serdecznie dziękuję za wsparcie, pozdrawiam i z całego serca życzę
zdrówka, które jest bardzo cennym skarbem.  PA.



Do pozdrowień i życzeń załączam gromadkę aniołków białych,
niewinnych, jak serduszka i miłość dzieci. One niosą dla Was
uśmiechy.












 






sobota, 2 lipca 2016

Konieczna interwencja cz.II

   Arek przez dwa dni spotykał się ze znajomymi, oglądali jakieś zdjęcia.
W piątym dniu w gazetach ukazały się artykuły ze zdjęciami, że w tym
dniu a w tym w czerwcu, w biały dzień słoneczny, widoczne było UFO nad
lasem koło miasta. Zdjęcia były piękne, ukazywały las, w dalszej perspektywie
skałki, a w górze lśniący talerz, prawie widoczne UFO. W rogu zdjęcia
oczywiście odpowiednia data robienia zdjęcia. Zainteresowanie sprawą było
duże, bo nad ich miastem żaden pojazd kosmiczny wcześniej nie latał. Gazety
zachęcone poczytalnością i nową sensacją kilka dni te zdjęcia pokazywały.
W internecie też były dyskusje o UFO, coraz więcej ludzi w to wierzyło.
   Arek zadzwonił do Iwonki, że wpadnie do niej i pogada z rodzicami.
Rodzice wpadli w szok, jak te nowinki o ich córeczce usłyszeli, zadzwonili
do rodziców koleżanek Iwonki. Przez kilka dni nie mogli się wszyscy
pozbierać, bo czy można w jakieś takie dziwne więc historie uwierzyć.
Wreszcie postanowili zabrać dziewczyny do szpitala na badania
ginekologiczne. Lekarze raz za razem wpadali w zdumienie, bo dziewczyny
mówiły dokładnie to samo, rzeczywiście ich ciąże tyle samo trwały.
Nie wiadomo jak i kiedy, wiadomość o dzieciach zrobionych przez
kosmitów obiegły wszystkie gazety. Wszędzie o tym fakcie było pełno.
Pisali, że trzy piętnastolatki pojechały do lasu na jagody. Nagle w lesie
powstała gęsta mgła, a dziewczyny popadły w dziwne odrętwienie. Jak do
siebie doszły, siedziały na skałkach. Później się okazało, że wszystkie są
w ciąży. Sprawdzono, rzeczywiście poznały się w internecie. Kierowca
pamięta te dziewczyny w autobusie, bo to była sobota, więc nie było dużo
pasażerów. Jak wracały do miast były dziwnie niewyraźne, jakby lekko
zamroczone. Pachniały ziołami, kwiatami. Wszystkie te fakty idealnie do
siebie pasowały i były zgodne. Lekarze taż potwierdzają, że z pewnością
są w tym samym okresie ciąży.
Rodzice nie dopuszczali dziennikarzy do dziewczyn, a oni i tak o tym
pisali.
Sprawą zainteresowali się psycholodzy ciekawi, czy dziewczyny kłamią.
Rozmawiali z nimi osobno, nawet zaczęli podejrzewać je o jakąś
mistyfikację, ale kiedy zaczęły opowiadać o dziwnych snach, badaniach
w tych snach, zaczęli wręcz wierzyć. Miały prawie identyczne sny,
które uznawały za piękne, wcale się tych snów nie bały. Po miesiącu
dziwne sny zaczęli mieć ich rodzice, Widzieli jakieś piękne ogrody,
w których radośnie bawiły się śliczne dzieci. Jakieś dziwne postacie,
których twarzy nie widzieli, z wielką troską się nimi opiekowały.
Zupełny raj. Najdziwniejsze było to, że w obawie przed nasłuchami,
dziewczyny, ani ich rodzice prawie się nie kontaktowali.
Jeden ze wścibskich dziennikarzy przebadał osobiście cały teren lasu
wokół skałek. Odkrył na polanie dziwne zagłębienie w kształcie dużego
koła. Zrobił zdjęcia, które znów obiegły prasę, telewizje i internet.
Kiedy którejś nocy kilku mieszkańców zrobiło zdjęcia z UFO nad
miastem, sprawą zainteresowali się fachowcy od UFO.
Pobierali próbki z okręgu w lesie, poustawiali na obrzeżach miasta
 i w lesie jakieś specjalistyczne urządzenia. Koniecznie chcieli poddać
dziewczyny badaniom specjalistycznym, ale rodzice i psycholodzy nie
zezwolili.
W przeciągu następnych miesięcy ciąży dziewczyn różne obiekty
latające ukazywały się nad miastem jeszcze kilka razy. Ludzie zaczęli
szeptać, że jacyś obcy mężczyźni, widocznie agenci specjalni chodzą
po ulicach i węszą. Kilka razy były próby włamania do kartoteki
szpitala, więc postawiono tam ochroniarzy. Lekarz prowadzący ciąże
dziewczyn szepnął w zaufaniu rodzicom,aby zbytnio po ulicach nie
chodziły, zwłaszcza same. Nie chodziły do szkoły, tylko uczyły się
w domu, tak dla bezpieczeństwa. Duża klinika położnicza zaoferowała
miejsce dla dziewczyn na okres miesiąca przed wyznaczonym
porodem. Dyrektor szpitala rodzicom odradził korzystanie z takiej
specjalistycznej oferty w sposób sugerujący, że tam może być niezbyt
bezpiecznie z różnych względów.
Wiadomości o dziwnych ciążach dziewczyn i zdjęcia latających UFO
nad miastem wciąż obiegały świat.
W księgarniach pojawiła się masa książek fantastycznych, zaczęto
kręcić filmy, bo temat stał się gorący, modny.
Arek wciąż wypatrywał latających spodków, wszystkie sfilmował
i puścił w internet. Kiedy słuchał o snach Iwonki i wujostwa, miał
dziwne wrażenie, że ten jego wymyślony pomysł z UFO wygląda
na jakąś dziwną sugestię. Tylko czyją. A może ci chłopcy byli nie
wiadomo skąd, tak skręcili głowy rozsądnym zawsze dziewczynom.
Sam już nie wiedział, co o tym myśleć. Postanowił jednak, że
w czasie ich porodu nie wyjdzie ze szpitala i  dyskretnie będzie
wszystko filmować. Niepokoiły go te plotki o agentach, widział
na własne oczy takich dwóch dziwnie ubranych.
Dwa tygodnie przed planowanym porodem wszystkie dostały
w nocy bóli. Rodzice po cichu przewieźli je do szpitala, a przed
salą porodową postawiono dyskretnie ochroniarzy, tak na wszelki
wypadek.
Porody odbywały się prawidłowo, bez żadnych komplikacji
i zaskakująco jednocześnie, w dodatku jak na młody wiek dziewczyn
bardzo szybko.
Trzy razy, prawie jednocześnie słychać było radosne informacje
lekarzy o płci dzieci. Urodziły się dwie dziewczynki i chłopczyk.
Po chwili zdarzyło się coś niebywałego. Dziewczyny ujrzały, jak
wszyscy na sali porodowej znieruchomieli. Miały wrażenie, że czas
się zatrzymał. Leżały na łóżkach porodowych i z wrażenia nie
potrafiły mówić.
Po chwili, kiedy to się stało, koło lekarzy trzymających ich dzieci
na rękach, zjawiły się trzy piękne kobiety ubrane w białe
kombinezony. Wzięły dzieci na ręce, podeszły do dziewczyn,
a jedna powiedziała dziwnym śpiewnym głosem.
Waszym dzieciom grozi tutaj niebezpieczeństwo. Same jesteście
jeszcze dziećmi, nie macie możliwości ich obronić. Wasi rodzice
również. Z nami będą szczęśliwe, otoczymy je miłością i troską.
Będziecie widywać je w snach. W każdą rocznicę urodzin
otrzymacie zdjęcia, zobaczycie jak pięknie rozwijają się, rosną.
Teraz pożegnajcie swoje dzieci, kiedyś się spotkacie.  Tak jest
lepiej dla nich i dla was. Położyły  dzieci na ich piersiach, podały
do pocałowania i jak się nagle pojawiły, tak zniknęły z dziećmi.
Wszystko na sali porodowej ożyło. Lekarze krzyknęli przerażeni,
bo nie mieli nowo narodzonych dzieci na rękach. Nie wiedzieli,
jak i kiedy zniknęły.
Jeszcze nie doszli do siebie, a do sali porodowej wszedł dyrektor
szpitala w asyście czterech gości z pistoletami i trzech obcych
lekarzy.
- Nie stawiać oporu, nikomu nic się nie stanie. Gdzie są dzieci.
- Zniknęły, jak tylko się urodziły, odpowiedział położnik blady
od nadmiaru wrażeń. Naprawdę zniknęły z rąk lekarzy w jednej
chwili.
- Chyba nie kłamie, widzieliście przecież tę straszną mgłę nad
miastem. To byli oni. Wszystko posprzątane, jakby nie było
żadnych porodów. Nic tu po nas i wyszli.
- Nie wierzyłem w to całe UFO i jakichś tam obcych, a jednak
są, wyjąkał dyrektor. Dobrze , że to oni, a nie ci.
Jak się mamy czują, spytał z uśmiechem.
- Bardzo dobrze, panie doktorze.
- To teraz jeszcze lekko was przebadamy, czy wszystko
w porządku i na salę poporodową, odpoczywać po trudach
i wrażeniach.
W trakcie badania stwierdzili, że łożyska, pępowina zostały też
zabrane, a sala porodowa była rzeczywiście wyczyszczona
bardzo dokładnie.
- Oni was badali ?
- Nie wiemy. Ale to były trzy piękne panie.
- Lepiej wszystkim mówcie, że też niczego nie widziałyście.
My też nic nie słyszeliśmy, prawda?
Wszyscy ze zrozumieniem kiwnęli głowami
- Niczego tu już nie będą szukali. Wszystko zobaczyli, to byli
fachowcy. Wy również już nie jesteście dla nich interesujące.
Bardzo dobrze dla wszystkich.

    To koniec opowieści, a ja wszystkich moich miłych GOŚCI
          z uśmiechem pozdrawiam.