To był dziwny sen. Wchodziłam do rodzinnego domu ze świadomością,
że tam jest mój tato. Byłam bardzo szczęśliwa. Otwierałam drzwi i myślałam,
zobaczę go, będę znów blisko niego. Przez moją duszę przelewały się fale
tęsknoty, ciepła i radości .
- Tato, tato. Zapaliły się we mnie światła wszystkich gwiazd wszechświata.
- Jak pięknie ubrany, przeleciało mi przez myśl. Jasno brązowy garnitur,
zarejestrowałam, wyjątkowo elegancki. I tato tak zdrowo i młodo
wygląda i tak uroczyście. Uroczyście. Dziwnie uroczyście.
I ci dziwni mężczyźni, którzy mu towarzyszyli, a których twarzy nie mogłam
dostrzec, byli równie eleganccy i dziwnie uroczyści. Wszystko jakieś inne,
nie takie.
Ale co tam, najważniejsze, że jest tato. Tato !
Spojrzałam na twarz taty, mojego taty.
Nie uśmiechał się, nie patrzył na mnie z tą tkliwością i radością jak zawsze.
Był jakiś daleki i uroczysty , jak ta chwila. Nigdy taki nie był.
Ma twarz, która nie wyraża uczuć ! Dlaczego zakrył wszystkie uczucia,
przecież mnie kocha, zawsze mnie kochał ! - żal rwał mi serce.
I nagle objęłam go ramionami, najmocniej jak mogłam i usłyszałam jak
mówię.
- Dziękuję Ci za miłość którą mi dałeś. To Ty nauczyłeś mnie kochać.
To miłość dała mi siłę przetrwać, Żyję dzięki miłości, która jest we mnie,
a którą mam od Ciebie. Dziękuję Ci.
Mówiłam bez uczucia żalu, rozpaczy, tęsknoty, bólu. W tym uścisku
byłam jednym z tatą. Zobaczyłam w nim wszystkie uczucia, jakie miał
w sobie. Były samym dobrem, ale już należały tylko do niego.
I poczułam, że moje uczucia też należą tylko do mnie.
Dwie istoty wypełnione miłością, ale rozdzielne.
Już nie obejmowałam go, a on wraz z tymi dziwnymi towarzyszami
wyszedł do drugiego pokoju, a drzwi się zamknęły.
Stałam wyciszona i smutna. Później próbowałam iść to tamtego
pokoju. Chciałam dostać choć jeszcze garstkę miłości, której nigdy
mi przecież nie żałował, ale drzwi były zamknięte.
I gdzieś w mojej świadomości zrozumiałam, że tak musi być.
Wstrząsnął mną ogromny żal. Nie mogłam wymieścić w sobie
smutku. W tym smutku obudziłam się, a kiedy się budziłam
usłyszałam. " To było pożegnanie ".
Jak tylko pamiętam, zawsze był ktoś ze mnie niezadowolony.
Wszystkie ciotki traktowały mnie jak brzydkie kaczątko, a z czasem
ta opinia stała się ogólnie przyjętą " prawdą ". Chyba nawet moja
mama w to uwierzyła, bo była ze mnie niezadowolona. Coś w tym
musiało być, bo nie okazywał dumy z powodu posiadania małego
" dziwoląga ". No bo jak zachwycać się dziewczynką, która miała
zbyt szeroki nosek, zbyt pyzatą buzię, zbyt wydatne usta, zbyt duże
oczy, wykrzywiała się brzydko i miała często katar. Na dokładkę
nie była przymilną szczebiotką. Z pewnością kochała mnie
w miarę jej możliwości, troszczyła się o mnie i jak mogła zabiegała,
żebym przy wszystkich uroczystych okazjach dobrze się
prezentowała.
Zbyt mi to wszystko nie przeszkadzało. Dla mnie ważny był mój
tato. On zawsze patrzył na mnie z miłością i z zachwytem. Kiedy
mówił do mnie " moja córuniu ", miał oczy jak dwa słońca.
Nigdy się nie dziwił, kiedy czegoś nie rozumiałam i nie gniewał
się, kiedy byłam uparta. Nie miał mi za złe, kiedy bywałam
" nieobecna ", że miałam własny maleńki świat i akceptował to,
że przypominam kota, który chodzi własnymi drogami.
To do niego biegłam zapłakana z krwawiącym, rozbitym nosem,
czy stłuczonym kolanem. Jego uśmiech osuszał moje łzy, a ręce
odejmowały ból. W moim dziecięcym sercu tylko jemu dałam zgodę na oglądanie moich łez i ran.
Budził mnie piosenką i uśmiechem, nosił na barana, huśtał, grał
w kamyczki, całował w czoło, chodził na spacery trzymając
za rączkę.
To on prowadził mnie trzymając za rękę, kiedy przyszło iść
żegnać mojego małego braciszka, a później mamę. Trzymał mnie
za rękę silny, dobry, mądry i kochający.
Zakrył swój ból, a jego miłość była tak duża, że potrafiła
uśmierzyć moje cierpienie. Uczynił coś niemożliwego, sprawił, że
żyłam, jakby mnie nie wypuszczał z ramion, którymi mnie
otaczał. Chciał mnie osłonić przed wszelkim złem i w sposób
który nie rani, pokazać mi życie. Był dumny, kiedy potrafiłam
być samodzielna i niezależna. I byłam mądra, samodzielna
i niezależna na miarę swoich niespełna 12 lat.
Odprowadzałam tatę w ostatnią drogę i nie było już nikogo,
kto by mnie trzymał mocno za rękę. Nikt nie podarował mi
spojrzenia, w którym była miłość.
Wróciłam z nad grobu taty spokojna i cicha. Tylko ja
wiedziałam, że tam zostało ciało, ale tato jest ze mną, bo się
z nim nie pożegnałam. Był więc we mnie i koło mnie, bo
musiałam mieć kogoś, kto by mnie kochał.
Moje wspomnienia też dotyczą taty, który odszedł. Jedno z nich dotyczy jego wyrozumiałości wynikającej z miłości do dziecka. Kiedy, jako dziewczyna, ugotowałam pierwszy raz pomidorówkę i trochę przedobrzyłam z kwasem i pieprzem, zostałam zganiona przez mamę, ale tata uznał, że jest świetna, nawet się nie skrzywił. Pięknie piszesz, Ksantypo. Wzruszający post. Pozdrawiam, Teresa
OdpowiedzUsuńOjcowie często kochają swe dzieci bardziej bezwarunkowo i głębiej niż matki, tylko mniej o tym mówią, a swą miłość okazują czynami. Dziękuję za uznanie.Serdecznie pozdrawiam.Pa.
UsuńMi zawsze jak się sni tata to się do mnie uśmiecha i paczy na mnje z podziwem jak sobie radzę w życiu i widać na jego twarzy że ma do mnie zaufanie.
OdpowiedzUsuńTakie sny mogą też być przestrogą i informacją abyś na niebie uważała po prostu uważaj bo może jesteś w nie bezpieczęństwie.
Serdecznie dziękuję za miły komentarz i troskę,bo tak już mi się układa, że z troską ludzi spotykam się niezmiernie rzadko. Mam jednak to szczęście, że jak już mi ktoś ją okazał, był dobrym człowiekiem i robił to z serca. Lepiej jest mieć mniej troskliwych,ale prawdziwych przyjaciół, niż stado słodkich "pozorantów ".Snów o moim tacie nigdy się nie boję, zawsze są zwiastunem dobrych zdarzeń. Pozdrawiam i przesyłam pozdrowienia.
UsuńBardzo mnie wzruszyłaś, mój Tatuś także był i wciąż jest dla mnie najważniejszy. Miałam podobnie jak Ty, moja mama była dla mnie bardzo obojętna i zimna, co spowodowało że pozostawiła po sobie złe wspomnienia. No cóż, nie każda matka potrafi być dla swojego dziecka matką i też, nie każdy ojciec potrafi być taki jak być powinien ale mój był wspaniały i to jest dla mnie najcenniejsze. Pozdrawiam Cię najserdeczniej jak umiem i życzę Ci wszystkiego co najpiękniejsze na każdy dzień lata...
OdpowiedzUsuńMamy obie szczęście mieć wspaniałego, kochającego ojca. Takie chwile szczęścia trwają zawsze i zapisują się w naszych duszach dobrem, owocują miłością do bliskich nam osób, uczą bycia człowiekiem. Przesyłam serdeczne uściski, życzenia wesołych wakacji. Pa.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie zdążyliśmy się pożegnać....za życia.Po dwóch latach "wpadł" na chwilę!Płakaliśmy ...ściskaliśmy się jak nigdy dotąd. Przeprosił za wszystko co złe ... i odszedł :/
OdpowiedzUsuńTeż mam piękne wspomnienia.... byłam jego oczkiem ... Zabierał mnie na długie spacery ...pózniej na grzybobrania...widywałam dumę w jego oczach. Kiedy coś przeskrobałam ...słyszałam "pózniej pogadamy" To "pózniej" szło w zapomnienie :)...Kiedy mama zachorowała plotł mi warkocze ...nie cierpiałam tego bo nie potrafił tego robić :-D...Albo pączki...oooogromne pączki ...prawie większe ode mnie .... Pochorowaliśmy się po nich!!
Bóg jeden wie jak go kocham i jak bardzo mi go czasem brak....
Ksantypko ....dziękuję
Piękne wspomnienie, warto je zatrzymać .))
UsuńWybacz ,Ksantypo, nic nie napiszę .Zbyt to dla mnie osobiste i smutne...
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi, bo cóż można napisać . Rozumiem. ))
Usuń