Siedzi stary dziadek na zydelku koło pieca, poprawia aparat słuchowy i pyta.
- Mańka, co my momy, wiosnę czy jesiń, bo tak jakoś zimno.
- Wiosnę, stary, wiosnę, jakoś tako długo.
- Trza sioć mak,Mańka.
- Jaki mak, coś oszaloł stary ?
- Jo oszaloł ? Trza sioć mak na placki, zawszy my sioli.
- To było stary bardzo dawno tymu, tero ni możno.
- Ze co ?, pyta dziadek poprawiając aparacik.
- Dziadku, wtrąca wnuczka głośno, teraz nie wolno siać maku.
- A cymu nie wolno ?
- Bo idzie się za to do paki.
- Nie pojmuje cymu to. Mój dziadek sioł, ociec sioł, jo sioł i nas nie wsodzali
do mamra.
- Taki przepis dziadku, bo ludzie robią z tego opium, a to groźny narkotyk,
a szczeniaki ćpają co podleci.
- Jakie szczynioki, ni momy szczynioków.
- Cicho być, nie odzywej się do dziadka, un mo już skleroze i w dodatku
głuchy.
- Jo wszystko słysze, a sklerozy ni mom, ino czasym coś mi sie zapumni.
Ty tyż ciągle szukosz drobnych w torybce.
- Bo mi nasze szczynioki podbirajom drobnice.
- Przecie my ni momy szczyników.
- Twoje prawnuki dziadku, domowe złodziejaszki, wciąż babci drobne
podbierają z torebki.
- Niech trzymo piniądze przy dupie, kiedy w dumu domowe złodzieje
grasują.
- A skąd mosz mak na placki ?
- A stary znów o tym maku. Po co ci mak potrzebny ?
- Na placki, mówie.
- Jak bedom świnta, kupie se w sklepiku.
- A skund mają mak w sklepiku, jak ni możno go sioć. Chyba nie śtuczny.
Do domu wchodzi sąsiadka, siada na stołku i włącza się do gadki.
- O jakim śtucznym maku dziadek godo ? Jo słyszała ino o śtucznym minsie,
ale tero to ponoć ni ma naturalnygo jadła, wszyćko śtuczne.
- Wiecie co, ja czytałam o tym, jak się takie mięso robi - chwali się wnuczka.
- Naprowde już robiom, a niby jakim sposobym ?
- To cała technologia, babciu.
- Opowiadej dziecko, woła sąsiadka i na stołku się poprawia. Chyba bym
wypiła kawkę.
- Jaką ?
- No tom bez tego plucia.
- Zaraz pani zrobię, zadeklarowała się młoda. Ale mówię wam, w tej bardzo
smacznej kawie jest ponad 800 sztucznych dodatków.
- To być ni może. Jak sie tam pomieszczom. Ale zrób, wypiję z dodatkami,
bo innych już chyba ni ma.
Wnuczka podała sąsiadce kawę, a sąsiadka mówi.
- No, godej o tym śtucznym minsie. Cy u nos już to robiom ?
- Może jeszcze nie produkują, ale sprowadzają i dodają do gotowych
potraw.
- To smyki, wykrzykuje dziadek, jo sklepowygo jeść nie beda.
- No godej, zachęca babcia wnuczkę.
- Wiecie, mięso sztuczne robią z soi. Mielą tę soję, moczą w sodzie kaustycznej ,
później z tej masy robią cienkie nitki, które sklejają, myją w wodzie, pokrywają
białkiem z jajek. Następnie kroją na kawałki, suszą, pakują i już gotowe. Jak się
rozmoczy, doda przypraw, ugotuje, to jest mięsna potrawa. Takie sojowe mięso
dodawane jest do pierogów, gulaszu, pasztecików, wędlin. Są nawet kotlety
sojowe, zupełnie jak z mięsa.
- Jo już nie kupie gotowych pyzów, stwierdziła babcia. Ani pirogów.
- Ani jo. A te pirogi minsne zaro z lodówki wyrzuce, postanowiła sąsiadka.
- Co uni jeszcze inszego śtucznego majom w tych sklepach.
- No, na przykład paluszki i szczypce krabowe, te tańsze.
- Tyż śtuczne ?
- Nie tak do końca, śmieje się wnuczka. Niby to kraby, ale to zwykłe ryby
morskie, zmielone , przerobione i udają kraby.
- Jo takich wynalazków krabowych jeszcze nie jadła, rzekła sąsiadka.
- Tero to wszyćko przerobiom, wykrzykuje dziadek. A najbardziej te baby.
W ty telewizji to babki wyglądają młodzi niż ich wnuczki. Wszyćko majom
śtuczne. Ciekawe, czy tyż to na dole.
- Stary dziadu, ni mosz zymbów, a godosz o dupie. Tam się nicego przerobić
nie do. Co stare, to stare.
- Dziadku, nie słuchaj babci, zatacza się wnuczka ze śmiechu. Teraz wszystko
zoperują, również na dole.
- Nie opowiadoj bzdur, zaperzyła się sąsiadka. A jak tam to wszystko
naprawić, wyminić się nie do. Co stare, stare bedzie.
- Pani sąsiadko, chirurdzy plastyczni wszystko odnowią, wystarczy mieć kupę
kasy. Z mężatki po kilku porodach za pieniądze zrobią dziewicę.
- Nie godej, skarciła ją babcia. No, ale chłopom to już nijak nie pomogom,
jak im zwindnie.
- Napompują mu , odświeżą, wstawią implanty, dadzą protezę.
- To może docie kumo dziadka do łodnowy, zaśmiała się sąsiadka.
- Mnie zostawta w spokoju, powiedział dość spokojnie dziadek. Może mom
zwisy, zniszczuny słuch, ale rozum mom dobry. Niejedyn młody by taki chcioł.
- Racja dziadku. I w dadatku jesteś normalny.
- Tyn twój chłop sąsiadko jest głuchy, kiedy nie chce słyszeć. Cwaniok.
- Zawsze tak mioł, słyszoł kiedy chcioł.
- Jak bym chcioł wszystko słyszeć, to bym cie już downo musioł rzucić. Ale wy
wszystkie tekie some, lepi mieć babe swojom, niźli cudzom.
Wnuczka zaśmiała się znowu, bo dziadek w tym jednym zdaniu zawarł całą
życiową swą mądrość.
- Jak będzie wyglądało życie bez was, kiedy odejdziecie. Z wami życie jest
normalne, pomyślała i posmutniała. Wszystko będzie inaczej. Ale czy lepiej ?
Bardzo ciekawa historyjka. Prosta, ale mądra i dająca do myślenia.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zawsze wierzyłam w to, że prostota i mądrość chodzą razem, dlatego najbardziej cenię ludzi mądrych w swej prostocie. Ale się wymądrzam, o rany. Pozdrawiam serdecznie Pa.
Usuń